czytacie i podoba wam się

piątek, 29 czerwca 2012

30!!!

ROZDZIAŁ 30.


   Do pokoju wchodzi mężczyzna oraz moja udawana matka. Związują mi ręce, ale zanim będę miała zasłonięte oczy wyrywam się i wybiegam z pomieszczenia. Przytrzymując drzwi, zamykam je na klucz zostawiony w kłódce.
   Idę ostrożnie i cicho, żeby nikt mnie nie zauważył. Co raz chowam się za jakimś pudłem, albo skręcam w boczny korytarz, gdy słyszę kroki odbijające się echem. Jest tu mnóstwo ludzi, ku mojemu zdziwieniu są też kobiety. Gdy skręcam w lewo, aby nie dać się zauważyć, tam też ktoś jest. Stoi w cieniu.
 -Kto to?- szepcze.
Podchodzę bliżej i chwytam znajdującą się tam...- Starszą Panią?!
   Nie wiem co robić. Złapałam ją jak jakiegoś złodzieja, ale to może nie być żart, więc zachowuję powagę.
 -Kim jesteś?- Mówię nadal głosem tak ściszonym, aby tylko Ona mogła mnie usłyszeć.
 -Jestem Irma.- Pochyla się gdy ją puszczam.
 -Ale dlaczego tu jesteś? I kim przebywając tu?- Coś mnie od niej odpycha, a serce spowalnia swój rytm na, aż za spokojny.
 -To nie ważne, chcę Ci pomóc.- Patrzę na nią dziwnie, bo to druga osoba dziś, która chce mi oferować dłoń, abym się wydostała z pułapki.
 -Nie potrzebuję jej. Dam radę sama! I powiedz mi do jasnej cholery co tu robisz?! I kim jesteś!
 -Chciałam być miła, ale cóż...- Oślepia mnie jaśniejące z niej światło.
   No nie wierze! Ze starej zgarbionej staruszki o pomarszczonej twarzy i tak chudych rękach...- staje przede mną piękna kobieta o falujących blond włosach i opalonej skórze. Zamiast starego, szarego i podartego ubrania, ma wspaniałą, błękitną suknię z dużym dekoldem, sięgającą za kostki. Ozdabia ją diamentowy naszyjnik i kolczyki.
 -Widzę, że jesteś bardzo zdziwiona.- Śmieje się.- Poza tym masz rację- nie potrzebujesz mojej pomocy, bo i tak to była ściema.
 -To czego chcesz?!- Staram mówić się spokojnie, ale sama słyszę swoje zdenerwowanie.
 -Chciałam Cię podpuścić, ale nie mogłam doczekać się Twojej miny, gdy mnie zobaczysz?!- Znów wybucha śmiechem.- Jestem Irma i razem z Klarą, będę Cię zabijała i między nami potem też pozostały ogień skoro jest w jednym miejscu to po co tracić czas?
 -Jak to! Jak ich zabijesz, wiesz chyba, że mają te swoje zdolności?!- Mówię całkowicie poważnie, ae kolejny wybuch śmiechu.
 -Ja jestem silniejsza niż cały ogień żyjący od wieków! Jestem woda.- Oczy nie mało mi wychodzą z orbit.
 -Ale przecież... nie możesz...!
 -Ależ oczywiście, że mogę! Mogę co chcę- zawsze i wszędzie.
 -Ty nie istniejesz! Żadna "Woda" !- Przypominają mi się dziwna rozmowa z Klarą.
   Kręci głową zaprzeczając.
 -A oni wszyscy wiedzą kim jesteś?
 -Oczywiście , że NIE! Dla nich jestem zwykłą dziewczyną chcącą dołączyć do ich grona świrów.
 -Przynajmniej w tym się zgadzamy.- Wzruszam ramionami.- I zabierzesz mnie teraz. Prawda?
 -Być może. Jeśli się nie będziesz rzucać to może ...- Daruję Ci Życie.
 -Taa... jasne, a ja Ci uwierzę.- Dziwi mnie fakt, że tak dobrze mi się z nią rozmawia. Może nie jest taka zła jaką udaje.
   Wracam na korytarz główny i odchodzę.
   Ostrożnie otwieram drzwi i wchodzę na parter. Potem już prawie na dwór. Po drodze rozwiązałam sobie ręce.
 -Nie tak szybko panienko! Wracaj!- Krzyczy za mną dużo ludzi.
   Biegnę coraz szybciej i gdy już dotykam stopą ziemi i mokrej od rosy trawy- Upadam. Obok śmieje się mój wuj.
 -Prosty sposób, ale skuteczny, brać ją i już idziemy, za chwilę zaczynamy!- Rozkazuję.
   Na początku prowadzą mnie spokojnie lecz skoro nic nie widzę to muszę polegać na innych zmysłach np.- Słuchu.
   Nasłuchuję rozmów dookoła i wnioskuję. Po bokach stoją mężczyźni. Przede mną idzie na pewno więcej niż jedna osoba.
 A z tyłu cały tłum. Więc nie mogę uciekać do tyłu ani na boki. Zostaje przód. Ale jeszcze chwilę poczekam.
   Czuję jak wchodząc w las, igły sosem, świerków i wszystkich innym drzew, kłują mnie swoimi igłami co oznacza, że- podczas przechodzenia blisko drzewa Oni odsuwają się. Czuję delikatne wbicie w skórę na prawej ręce i już wiem,- To ten moment, ruszam więc gwałtownie do przodu biegiem. Chcąc  nie wpaść na ludzi przede mną skręciłam delikatnie na bok. Szuram o drzewa modląc się, aby na  żadne nie wpaść, ae chyba zapeszyłam.- W jedno uderzam prosto czołem i jak najszybciej podnoszę się bez użycia rąk i czując, że jestem na polanie bez żadnych drzew, ani krzaków- z tego co widziałam, kieruję się wciąż na prosto i przebiegając łąkę- znów wpadam na drzewo. Wstaję i biegnę próbując rozwiązać po drodze dłonie, aby zdjąć z oczu tą potworną opaskę- i tak wystarczająco już kręci mi się w głowie.
 -Tak!- Krzyczę w myślach i uwalniam ręce w ucisku sznura, szybko zdejmuję opaskę i z rozmazanym obrazem biegnę o sił w nogach.
   Obracam się i widzę, że wciąż za mną podążają. Rozglądam się za schronieniem, widzę dół pełny jesiennych liści. Obracam  się raz jeszcze i dyskretnie na uboczu próbuję w niego wskoczyć, ale uznaję, że oni mnie przecież cały czas widzą. Zdyszana wchodzę za dość duży pagórek i na sekundę opieram się o niego. Gdy słyszę już okrzyki blisko czuję jak ktoś od tyłu łapie mnie i zatyka usta, Wciąga mnie na drzewo tak szybko, że nawet się nie oriętuję kiedy to zrobił/a. Tłum przebiega, a ja się obracam.
 -To Ty?! Czego mnie ratujesz?!- Patrzę na jasnowłosą, młodą kobietę.
   Spuszcza wzrok i mówi cicho:
 -Przypominasz mi mnie. Też tak uciekałam i błagałam, aby ktoś mnie uratował. Zrozumiałam teraz, że Ty wcale nie chciałaś mi i nie chcesz odebrać mocy. Tak?- Spogląda na mnie.
 -Ja nawet nie wiem, że tak w ogóle się da! Nie mam pojęcia o niczym i chcę normalnie żyć!
 -Rozumiem, ale już dużo dla Ciebie zrobiłam, teraz radź se sama. Ale będziesz musiała kiedyś stąd zejść.- Znika.
 -Co?!- Zchodzę z tego zanim wrócą. Wchodzę na polanę i oczom nie wierzę!
    -Jason?!- Patrzę na niego jak wryta.- Miałeś nie wracać! Idź stąd!- Wskazuję mu palcem drogę powrotną. On tylko zaprzecza głową i dodaje:
 -Odejdę tylko z Tobą.- Wyciąga rękę, choć wiem, że źle zrobię, bo muszę to załatwić, a nie tchórzyć. Biorę go za rękę i  mówię:
 -Wrócę jak coś załatwię. A Ty jedź! Powinieneś być już dawno na lotnisku, więc nie wmawiaj mi głupot, że zostaniesz, bo wiem, że się boisz i Ja pozwalam Ci iść!- Zaprzecza, ale zanim wydusi z siebie słowo krzyczę.- Idź stąd!- Jest zdezoriętowany, ale podejmuje błędną decyzję, zastanawiając się za długo. Już Są.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz