ROZDZIŁ 21
Pod wieczór około godziny 20:00 Przyszła do mnie Sara.
-Hej.- Powiedziała zaglądając nieśmiale zza drzwi.
-Cześć, wejdź.
-Czemu taka smutna? Jeszcze w szkole nie mogłam Cię uciszyć na lekcjach.- Uśmiechnęła się.
-Jason się wyprowadza.- Moje oczy znów się zaszkliły.
-CO?! Żartujesz?! Prawda?- Nachyliła się do mnie.
-Nie.- Walnęłam się poduszką i opadłam ciężko na łóżko. Sara podeszła do mnie i próbowała mnie pocieszyć, że wszystko
się ułoży, a ja zapomnę.
-Ja chcę pamiętać!- Krzyknęłam.
-Nic nie poradzisz, wiem, że Ci się podoba itd..., ale...
-On wcale mi się nie podoba! Po prostu przez chwilę mnie zauroczył, ale to minęło!
-To czego siedzisz teraz zdołowana przez pół dnia?
-Bo tak lubię, poza tym nie jestem zdołowana!- Byłam już zdenerwowana wciskania mi prawdy do której nie chciałam się
przyznać.
-Ale spójrz na siebie! Znam Cię na tyle, że wiem...
-Nic nie wiesz!- Podeszłam do ściany i zaczęłam uderzać w nią czołem.
-Co Ty wyrabiasz?! Mówię serio, ogarnij się! Jutro widzimy się w szkole i masz już normalnie się zachowywać.- Posłała mi
ciepły uśmiech, a ja go odwzajemniłam dając znak, że się zgadzam. Wyszła i pod parasolką odeszła.
Może zadzwonię do Jasona i powiem mu całą prawdę dlaczego chcę żeby jeszcze został? Może tak będzie lepiej, a może się
wścieknie, że okłamałam? Nie wiem co już myśleć. Poproszę go jutro o spotkanie i wszystko mu powiem. To najlepsze
rozwiązanie, bo i tak kiedyś będzie musiał się dowiedzieć.
Usiadłam przy komputerze i zaczęłam szukać coś na temat "morderczych serc". Ale to na nic, nie ma ani słowa o tym czego
szukam. Straciłam chęć do życia, znów miałam ochotę cofnąć czas i nie wypowiedzieć słów: "Chcę żyć"!
Poszłam wziąć kąpiel. Podeszłam do lusterka, żeby zrobić koka, który się nie zamoczy. Gdy spojrzałam na siebie.- Nie no!
Co to do cholery?!- Przybliżyłam twarz do lustra, a potem zamrugałam dwa razy, cały świat jakby wyblakł, a moje oczy- One
były- Czarne! Moje niebieskie oczy, są teraz czarne jak najprawdziwszy węgiel, wyglądam jak jakiś potwór. (Tęczówka ma
kolor źrenicy) Mam jakby wielką, czarną plamę w oku na białym tle. Jak to możliwe?! Boże, co się stało?! Przemyłam je
kroplami do oczu, ale nic. To jest normalnie straszne i przerażające jak na siebie patrze. Wzięłam szybki prysznic i
pobiegłam do pokoju. Co ja jutro zrobię, nie mogę nie pójść do szkoły. Zaraz zwariuję. Chodziłam po pokoju w kółko.
Może jutro przejdzie mi. Pójdę spać. Położyłam się, ale zasnęłam dopiero za godzinę.
Obudziło mnie silne światło księżyca, świecił dziś wyjątkowo mocno. Podniosłam się i już kiedy chciałam zasłonić
roletę powstrzymałam się. Był taki piękny, jutro będzie chyba pełnia. Siedziałam tak kilka minut wpatrując się w niego.
Zoriętowałam się, że rozbudziłam się i chyba nie dam rady zasnąć, za bardzo się rozbudziłam. Wstałam z łóżka, założyłam
kapcie, bluzę Jasona, której zawsze zapominał brać.
Wyszłam po cichu z domu i usiadłam na ławce, patrząc na księżyc. Pewnie to nie najlepsza chwila, ale zadzwonię. Wybrałam
numer i zadzwoniłam. Nikt, nie odebrał. Spróbowałam jeszcze raz i nic.
-Dobra, do trzech razy sztuka.- Powiedziałam i ostatni raz przyłożyłam telefon do ucha.
Kilka sygnałów i...
-Halo? -Mówił zaspany głos.
-Cześć to ja...- Spanikowałam, po co ja dzwoniłam?- Zostawiłeś bluzę...
-Zapomniałem... Po to dzwonisz w środku nocy?- Wyłączyłam się.
To był straszny pomysł, na gorszy nie mogłam wpaść- Szukać wsparcia u osoby, przez którą tego potrzebuje! Jedyna osoba
to Sara, a ja wiem, jak lubi długo spać, jednak i do niej spróbuję. Ona odebrała już za pierwszym razem.
-Co?!- Pyta również zaspana i chyba zła, że dzwonię o drugiej w nocy.
-Potrzebuje pomocy.- Mówię cicho, pociągając nosem.
-Czego mówisz to mi? Powiedz to jemu, potrzebujesz jego.- Mówi już pobudzona.
-Nie mogę mu powiedzieć, jak mi powiedział wyszedł obojętnie, skąd mogę wiedzieć, że się nie ucieszył jak odjechał? Może
chciał wyjechać, miał dość moich problemów?- Broda mi drżała.
-Co ty wygadujesz? Wiedziałam, że go strasznie lubisz, ale chyba przesadzasz!- Mówi spokojnie.
-Ale ja się boje! Proszę zrozum, że ja się boje!
-Boże! Czego?- Pyta z wyrzutem.
-Przyjedź do mnie prosze.
-A nie możesz pozwieżać mi się jutro?- Pyta.
-Nie, muszę teraz.
-Nie nawidzę Cię, ale za to Cię też lubię, dziś przesadziłaś...
-Czyli przyjdziesz?- Mam w głosie nadzieje.
-Załatwie to.- Rozłączyła się.
Co znaczyło, że załatwi to? Chyba przyjdzie. Deszcz, który teraz zaczą kropić pogłębiał mojego doła. Naciągnęłam na
głowę kaptur i zakryłam się, w nim jak najbardziej. Padał coraz bardziej, a bluza przemokła, nawet włosy miałam już mokre.
Cierpliwie czekałam, aż przyjedzie osoba, której wiem, że moge zaufać i wszystko powiedzieć.
Wyjęłam twarz z kolan i spojrzałam na kule jaśniejącą, białymi promieniami. Starałam się spokojnie czekać, ale to
strasznie długo trwało. Miałam ochotę wstać i pójść do domu. Ale co dziwne nie było mi zimno, czułam normalną temperaturę.
Spróbowałam położyć się na ławce. Tylko rozbolały mnie plecy od twardego drewna. Podniosłam się i opadłam kawałek dalej
na mokrej ziemi i miękkiej trawie. Na moją twarz padały krople, polubiłam deszcz... Odrzuciłam kapcie i na boso, w
krótkich spodenkach leżałam. Chciałam zostać tu dopóki księżyc świeci, a wiatr jest silny, że drzewa się kołysajął to w
jedną, to w drugą stronę. Już powoli nabierające koloru jesienne liście, po kolei zostały zrywane przez mocny podmuch
powietrza.
Zaczęłam marzyć, że jestem sobą, nie boję się, mama mnie znów pokocha. Moje rozmyślenia przerwało chwilowe zatrzymanie
deszczu. Nie dotykał mojej twarzy, bo ktoś nad nią wstał, miałam nadzieję, że to Sara, ale to...
-JASON?!
no no ciekawie :)
OdpowiedzUsuńczekam na dalsze rozdziały :D
OdpowiedzUsuńsuper chcemy więcej ^^
OdpowiedzUsuń