czytacie i podoba wam się

niedziela, 24 czerwca 2012

28!!! Sory, że krótki.

ROZDZIAŁ 28


   Stał jak wryty. Wyszeptał tylko trzy słowa.
 -Nie wiedziałem. Przepraszam.- Wtedy do pokoju wszedł zakapturzony zakonnik.
 -Macie!- Rzuca nam płaszcze.- Idziemy zanim się zoriętują.
   Nakładamy takie same jak On ma- Czarne "peleryny" i po cichu wychodzimy z tego więzienia. Na początku idziemy przez

zwykły korytarz oświetlony co jakiś czas świecami i dochodzimy do schodów. Oznacza to, że byliśmy w takiej piwnicy, dlatego

nie było okien. Mężczyzna idzie pierwszy, ja druga, a Jason ostatni. Idziemy w ciszy. Mijamy kolejne to drzwi do pokoi i

docieramy do wyjścia.
 -Gdzie nas prowadzisz? Znamy drogę.
 -Miałem was wypuścić i to robię.
 -Miałeś uwolnić i jesteśmy wolni! Jest już noc i niedługo pokaże się słońce, więc z łaski swojej my już pójdziemy.
 -Nie!- Zatrzymuję się i dziwnie na niego patrzę.
 -Niby czemu?
 -Tam jest skrót i będziesz szła połowę drogi mniej.- Wzruszam ramionami i idę za nim.
   Idziemy przez 5 minut i za małym iglastym lasem jest polana.
 -Co to!? Miałeś mnie stąd wyprowadzić!!!- Przede mną stoją ludzie w czarnych strojach, a dwoje z nich związują nam ręce i

prowadzą na środek.
 -Dziewczyne odprowadź! Jeszcze zdąży przyjść tu jutro.- Rzucają Jasona na ziemię i kładą głowę na kawałku drewna. A

raczej tak żeby była tylko szyja wystawiona.
 -Nie!- Rzucam się i szarpię, ale jestem za słaba i ciągną mnie do tyłu. Widzę jak klękają i modlą się do wschodzącego

słońca. Jeden trzyma znikające za drzewami ciało. Ma w ręce ogromny topór i wiem co chce nim zrobić, ale ja nie pozwole.
 -Zostaw mnie Ty zdrajco! Znów czuję ból w sercu, ale tym razem tak wielki, że upadam, podtrzymana na jego rękach.
   Dalej mnie ciągnie jak najdalej. Trace oddech i póki jeszcze mogę się ruszać z całej siły z zaskoczenia wyrywam się i

odwracam do niego i stoję  nim twarzą w twarz.
 -Twoje oczy!!!- Upada i się cofa.
 -Przestań! Nic nie robią i przestańcie się ich czepiać! Są moje i mogą mieć kolor jaki chcą!
Nagle zaczyna krzyczeć, trzyma twarz w dłoniach, a ja nie wiem co się dzieje. Odsłąnia je i sama, aż pisnęłam.
 -Wiedźma!- Krzykną kiedy jego oczodoły się wypalały. Nie widać było płomieni, lecz żar, którego ciepło sama poczułam

stojąc kilka metrów dalej.
 -To nie ja!- Nie wiem co zrobić, coraz ciężej oddycham, a serce bije szybciej. Jęczy z bólu i popiskuje.
 -Ty! Ty jesteś sprawcą wszystkiego co złe na świecie!
 -Nie wybrałam sobie tego, a ty jakbyś mnie nie zdradził byś teraz nie cierpiał! Mogłeś nas puścić!- Czuję coraz większą

nienawiść do tego człowieka. Zaczyna się wydzierać na cały głos i zdziera z klatki piersiowej górną część szaty. Odskakuję

przerażona już na całego. 
   Jego lewa pierś wypala się jak oczy, krew spływa mu z miejsca oczu i teraz z serca. Teraz rozumiem, że to przeze mnie.

Nawet mu nie współczuję. Zasłużył na to, ale to też człowiek, ale jet już za późno, pada i z jego ciała unosi się już

tylko dym. Ksztuszę się z tego smrodu.
   Nie mam czasu i wracam bez planu, aby uratować Tego za którym płakałabym całe życie. Wbiegam na polane i wszyscy mają

zamknięte oczy oprócz istoty z toporem.
 -Nie!!!- Teraz wszystkie oczy patrzą się na mnie.
 -Zabij!- Krzyczą.
   Biegnę i ostrze już opada. Wiem, że nie dobiegnę dlatego padam na kolana i z bólu wydaje przeraźliwy krzyk. Wszyscy

padają z wyjątkiem jednej osoby. Widze tylko nogi, bo wciąż klęcze skulona i wydaję z siebie głos póki mi tchu nie

zabraknie.
 -Nie zranisz rodziny i tych, których kochasz, więc skoro padli mierz się ze mną.- Woła.\
Zabrakło mi powietrza i przestaje. Wstaje i rozglądam się. Dookoła, jakby cmentarzysko bez nagrobków, a z odsłoniętymi

ciałami. Broń jest wbita w jej właściciela, prosto między oczami. Nie zdążyła upaść i Jason żyje, wiem to.
 -A teraz spróbuj go uratować!!!- Wyciągną topór z twarzy tego człowieka.
Biegnę w jego stronę i zablokowuję mu rękę, aby nie ścią go.
 -Jason! Wstań i uciekaj przed siebie.- Krzyczę, a On z założonym workiem na głowie zaczyna biec pomimo potykania się o

leżące szczątki. Odrzucam broń i rzucam się do ucieczki. Widzę Jasona pod drzewem ze zdjętym już workiem- uwolnił się.
   Nagle coś sprawia, że się przewracam, TO RĘKA!!!
 -Puszczaj!- Kopie i nie mogę uwolnić się z uścisku ręki. Jason biegnie do mnie. Wtedy wszyscy się podnoszą, ale mają

zamknięte oczy, z pod zamkniętych powiek wypływa krew.
 -Jason! uciekaj zanim Cię złapią!- Krzyczę na całe gardło.
 -Nie! Tym razem Cię nie zostawię samej!
 -Posłuchaj się choć raz!- Patrze na niego, gdy się zatrzymuje i nie wie co zrobić.- No dalej! IDŹ i nie wracaj!
 -Pójdę, ale wrócę i nie zostawię Cię tutaj!- Ucieka i znika za lasem.
 -Źle zrobiłaś!- Mówi głos za mną i słyszę w nim gniew.
   Po chwili nic nie widzę i bez oporu wracam z nimi. Dręczy mnie tylko jedna myśl "Zabiłam Go". Jak ja mogłam to zrobić,

przecież zawsze nawet przy zwykłym filmie współczuję ludziom, nawet tym złym. Ale dziś to nie byłam Ja. To nie moje serce

zrobiło, ale złość i wszystkie uczucia które mną wtedy miotały.
   chodzę po schodach ostrożnie i wrzucają mnie do pokoju i czekam tam na jutrzejszą śmierć, tak brutalną jak tą, którą ja

popełniłam.

2 komentarze: