czytacie i podoba wam się

sobota, 13 października 2012

Witam.

Cześć to znowu ja :*. Wpadłam z pytaniem czy chcecie drugą część. Mam drugiego bloga, ale myślę, że dałabym radę co jakiś czas i tu wstawić rozdział. Jeżeli oczywiście chcecie, bo nie wiem czy ktoś jeszcze to czyta, czy w ogóle wchodzi by sprawdzić.

 Wiem, że minęło trochę czasu, ale jednak zebrałam siły i pytam :
Czy chcecie drugą część? <3

see you soon! Mam nadzieję :)
 

piątek, 3 sierpnia 2012

Rozdział 32. OSTATNI ! ! !

 Nie wyszło mi tak jak chciałam:(. Bo jest to tragiczne... Do tego słuchajcie piosenki (Tłumaczenie istotne do tekstu.)
     
____________________________________________________________
  -Chodź ze mną. - Błagał ciągnąc w swoją stronę, ale Ja za dużo przeszłam, żeby  teraz zwiać. Mogę ich wszystkich pozabijać oby tylko przeżyć i pokazać, że jestem jeszcze coś warta.
 -Nie mogę... Odejdź i...Nie wracaj tu...-Puszczam Go i odwracam się tyłem. Staję przed wszystkimi, na początku bym się bała, ale teraz już nie czuję strachu, ale... żal. Żal za to, że nie rozumieją i myslą, że robią dobrze. Chciałabym teraz wszystko skończyć, zrobić tak jak wcześniej...Ale... Nie umiem, stoję i patrzę na wszystkie twarze. Wzrok zatrzymuję, na Irmie, a potem Klarze, które mają inny wyraz twarzy... One jako jedyne tu odczuwają strach. Ruszam w kierunku ich wszystkich. Sama nie wiem co robię, po prostu serce mi mówi, abym się nie poddała.


 -Podejdź.-Powiedział spokojnie. Kręcę głową, na znak, że nie chcę. Ciężko westchną i pokazał palcem na stojącego z tyłu Jasona.
 -Nie!- Cofam się do tyłu i zakrywam Go sobą.- Już wolę Ja pójść.
 -Ehh... Brać oboje, nie mamy za dużo czasu i musimy załatwić to szybko.- Czterech kieruję się w naszą stronę. Nie patrzą mi w oczy, ale podchodzą i już są przy nas. Wyrywam się, ale to nic nie daje.- To... które pierwsze?Albo inaczej... Mamy jeszcze kilka minut do północy, więc... wykorzystajmy ten czas... Chłopaka na ścięcie za pieć minut, a dziewczynę przygotować.
 -Nie!!!- Moje zaprzeczanie i próby uwolnienia się z uścisku nic nie dają. Kładą mnie na ziemi i przywiązują ręce i nogi do kołków, co powoduję, że mięśnie mi się strasznie napinają. Jeszcze trochę mocniej, a chyba by mnie rozerwało. Jestem całkowicie obezwładniona, a Jason stoi tam i patrzy na mnie. Za każde słowo ma robioną ranę na ciele.

   Biorą jakąś drewnianą miseczkę i wcierają we mnie jakąś gorącą maź, odczuwam jak poparza mi skórę. Robią to powoli i delikatnie, ale boli jak cholera. Zaciskam zęby i staram się nie krzyczeć, bo na nic się to nie zda. Oddycham szybko i niespokojnie. Tak bardzo... Tak bardzo chciałabym, aby ta moc przychodziła tak łatwo. Zaczynam ciągnąć prawą rękę do

siebie z nadzieją, że przerwę sznur, ale to na marne, za to wymyśliłam coś innego... Rękę wyślizgnęłam. I od razu rozwiązałam drugą.
 -Przestań! nie skończyliśmy, nie ruszaj się!- Krzyczeli kiedy rzucałam się z uwolnionymi rękami. Jason już  był ułożony tak jak tamtym razem.
 -Uspokójcie ją tam!- Krzykną.- Albo... Niech patrzy jak jej ukochany ginie... Przyprowadźcie ją.- Rozwiązują mi nogi i przenoszą. Jestem już obok i nie mogę się ruszyć tak mnie blokują.
 -Proszę! Nie! Zrobię wszystko tylko nie On!- Czuję ciepło w środku, aż żar, wiem już, że muszę wykorzystać tą chwilę. Gdy topór opada, Ja z ogromną siłą jakiej jeszcze nigdy nie czułam rzucam się na mężczyznę z bronią i przewracam Go. Jason wstaje i mi również pomaga.- Nie oddam Go Wam.- Zrobiło mi się strasznie zimno, od wiatru, który się zerwał. Wszystko wokół zaczęło wirować.
 -Już czas! Przynieść wężowy sztylet i dać Go mojej następczyni!- Wykrzyknął. Klarze podano złote ostrze. Sam podszedł do Jasona i łapiąc za włosy odciągną ode mnie. Mnie również wzięto i położony na kamienny stół, nade mną stała Klara i Irma.
 -Nie róbcie tego...- Odwracam głowę w bok i zaraz wyrywam się jak tylko mogę.-Pomóżcie Mu! On Go zabije!- Łzy mi spływają po policzkach. Widzę jak kolejno w Jasona wbija sie krótkie ostrze... Nic mnie już nie obchodzi, chcę zginąć. Jego bezwładne ciało upada, a człowiek cały w jego krwi idzie w moją stronę.

   Moje serce rozpada coraz bardziej. W pewnym momencie przestaje i z ogromną siłą, jeszcze większą wstaję i biegnę do niego. Padam na kolana i unoszę delikatnie coraz bardziej bladą twarz.- Jason! Nie poddawaj się!- Trzęsłam nim.- Ja Cię kocham! Nie zostawiaj mnie tu samej, zabierz mnie ze sobą, chcę umrzeć przy Tobie! Słyszysz?!- Nie ruszał się. Przestał oddychać,a moje serce pękło na milion kawałków.-Ty draniu!- Wstałam i podeszłam do niego.
 -Zabijcie ją, już czas!- Znów czuję ten ogień we mnie.- Jason to dla Ciebie!- Wykrzyczałam i padłam na ziemię. Czując wydostający się ze mnie żar, który tak długo We mnie siedział. Moja złość powoduje ogromny wybuch. Płomienie są wszędzie,

na mnie, wszystkich i wszystkim. Płaczę coraz bardziej. Coś mnie rozrywa od środka. Krzyczę jak mogę, aby przestało. Unoszę głowę na tyle ile mogę i dostrzegam masę ciał i trzy osoby stojące pośród dymu, którym się duszę. Księżyc rozświetla wszystko. To już czas. Mężczyzna nachyla się nade mną. Pomimo powstrzymań dziewczyny unosi w górę sztylet i... Nagle ogromny ból. Nic już nie widzę... wszędzie dym, ogień...  Patrzę obok i widzę tego brutala. Łapię za sztylet i póki leży... Czołgam się po palącym mnie żarze. Gdy patrzę w Jego oczy drwi ze mnie. Wbijam w niego całą swoją nienawiść, ból i złość. Płonące ostrze wchodzi w niego. Ból ustaje i świat staje w miejscu. Dopiero teraz, wiem co się dzieje. Teraz... miałam zginąć, ale... żyję...

-Rose! Masz jeszcze czas! Ratuj Go!- Wołają za mną kobiece głosy. Spojrzałam na wszystko dookoła i rzucam się do Chłopaka. Skóra zaczyna mi zchodzić, ogień rozprzestrzeniać...a dla mnie teraz jest ważne nie moje życie.

    Odszukałam ostrze, które Go zabiło...
 -Rose! Nie!- Słone łzy wyparowują jeszcze zanim się wydostają spod powiek. Przystawiam sztylet do szyi i jestem gotowa go po niej przesunąć.- Rose! Wywołaj kwiat lodu! On Go ocali, posłuchaj mnie! Pomyśl jak bardzo Go kochasz! On będzie żył!!!

- Patrze na jego twarz... Podnoszę białe ciało i przytulam do siebie.
 -Nie umiem...- Łącze nasze usta. Moje gorące, a jego zimne.

  
 -Rose!-Przebijam serce dla niego. Wokół wszystko ustaje i przechodzi mnie dreszcz zimna. Potem widzę , że wszystko za mną jest białe. Opatulone śniegiem... Nikogo nie ma, tylko ja i Jason stojący naprzeciwko mnie pośród płomieni. W ręku trzyma różę.. z lodu... Podchodzę powoli i próbuję go dotknąć. Nic.
 -Rose... Kocham Cię... Ocaliłaś mnie, sama umierając... idę do Ciebie.
 -Nie, Zostań. Zrobiłam to, żebyś tam został. Teraz Ty, Zrób to dla mnie...
 -Mówiłaś, że się nie poddasz! Że dasz rade!
 -Wygrałam, księżyc przestał świecić... A Ty żyjesz...  Tylko tego chciałam, więc zrób to dla mnie i... Bądź tam. Ja zawsze będę przy Tobie.- Odwróciłam się i odeszłam.
_____________________________________________________

Rozdział zadedykowany dla Laury Horan, oraz Oli Chacińskiej i Dominiki Zwierz. Dziękuję wszystkim za miłe komentarze, i chciałabym, aby każdy kto to czytał, czy dziś, czy za miesiąc, zostawił po sobie komentarz. Chce wiedzieć ile Was było. Prawdo podobnie to jeszcze nie koniec tej historii, może pojawić się część druga, więc wpadajcie coraz zerknąć czy jest, bo na razie nie zaczynam pisać, ale jeśli chcecie mogę wkrótce kontynuować tego bloga :). Zakończenie wyszło mi słabo, ale koniec musiałam napisać. Pozdrawiam i dziękuję wszystkim, którzy to czytali i komentowali. Kocham Was. <3 <3 <3

środa, 1 sierpnia 2012

Taka sprawa.

Hej wszystkim, dawno nie byłam tu, a przynajmniej nie dodałam tego ostatniego rozdziału, który będzie zakończeniem. Skończyłam w najważniejszym momencie, bo tak po prostu nie mogę złapać weny i nie wiem jak opisać to co będzie się dziać. Mało komentowaliście i mało wejść, więc stwierdziłam, że nie warto pisać, ale jednak jak weszłam przed chwilą, że jednak te kilka osób codziennie wchodzi postanowiłam, że napiszę to krótkie pytanie: Czy chcecie, abym zakończyła tą historię? Czy zostawić, bo i tak nikt pewnie nie przeczyta? Sama nie wiem co zrobić. Jeśli Rozdział będzie to na pewno zadedykowany dla dwóch dziewczyn, moich koleżanek, które czytały i mnie zawsze motywowały pozytywnymi komentarzami. To Dominika i Ola! Nie wiem czy napiszę dlatego piszę to teraz, ale chcę zobaczyć też inne komentarze, więc... Napiszcie czy dodać ostatni rozdział... czy też nie.

Buziaki :*************************

piątek, 29 czerwca 2012

30!!!

ROZDZIAŁ 30.


   Do pokoju wchodzi mężczyzna oraz moja udawana matka. Związują mi ręce, ale zanim będę miała zasłonięte oczy wyrywam się i wybiegam z pomieszczenia. Przytrzymując drzwi, zamykam je na klucz zostawiony w kłódce.
   Idę ostrożnie i cicho, żeby nikt mnie nie zauważył. Co raz chowam się za jakimś pudłem, albo skręcam w boczny korytarz, gdy słyszę kroki odbijające się echem. Jest tu mnóstwo ludzi, ku mojemu zdziwieniu są też kobiety. Gdy skręcam w lewo, aby nie dać się zauważyć, tam też ktoś jest. Stoi w cieniu.
 -Kto to?- szepcze.
Podchodzę bliżej i chwytam znajdującą się tam...- Starszą Panią?!
   Nie wiem co robić. Złapałam ją jak jakiegoś złodzieja, ale to może nie być żart, więc zachowuję powagę.
 -Kim jesteś?- Mówię nadal głosem tak ściszonym, aby tylko Ona mogła mnie usłyszeć.
 -Jestem Irma.- Pochyla się gdy ją puszczam.
 -Ale dlaczego tu jesteś? I kim przebywając tu?- Coś mnie od niej odpycha, a serce spowalnia swój rytm na, aż za spokojny.
 -To nie ważne, chcę Ci pomóc.- Patrzę na nią dziwnie, bo to druga osoba dziś, która chce mi oferować dłoń, abym się wydostała z pułapki.
 -Nie potrzebuję jej. Dam radę sama! I powiedz mi do jasnej cholery co tu robisz?! I kim jesteś!
 -Chciałam być miła, ale cóż...- Oślepia mnie jaśniejące z niej światło.
   No nie wierze! Ze starej zgarbionej staruszki o pomarszczonej twarzy i tak chudych rękach...- staje przede mną piękna kobieta o falujących blond włosach i opalonej skórze. Zamiast starego, szarego i podartego ubrania, ma wspaniałą, błękitną suknię z dużym dekoldem, sięgającą za kostki. Ozdabia ją diamentowy naszyjnik i kolczyki.
 -Widzę, że jesteś bardzo zdziwiona.- Śmieje się.- Poza tym masz rację- nie potrzebujesz mojej pomocy, bo i tak to była ściema.
 -To czego chcesz?!- Staram mówić się spokojnie, ale sama słyszę swoje zdenerwowanie.
 -Chciałam Cię podpuścić, ale nie mogłam doczekać się Twojej miny, gdy mnie zobaczysz?!- Znów wybucha śmiechem.- Jestem Irma i razem z Klarą, będę Cię zabijała i między nami potem też pozostały ogień skoro jest w jednym miejscu to po co tracić czas?
 -Jak to! Jak ich zabijesz, wiesz chyba, że mają te swoje zdolności?!- Mówię całkowicie poważnie, ae kolejny wybuch śmiechu.
 -Ja jestem silniejsza niż cały ogień żyjący od wieków! Jestem woda.- Oczy nie mało mi wychodzą z orbit.
 -Ale przecież... nie możesz...!
 -Ależ oczywiście, że mogę! Mogę co chcę- zawsze i wszędzie.
 -Ty nie istniejesz! Żadna "Woda" !- Przypominają mi się dziwna rozmowa z Klarą.
   Kręci głową zaprzeczając.
 -A oni wszyscy wiedzą kim jesteś?
 -Oczywiście , że NIE! Dla nich jestem zwykłą dziewczyną chcącą dołączyć do ich grona świrów.
 -Przynajmniej w tym się zgadzamy.- Wzruszam ramionami.- I zabierzesz mnie teraz. Prawda?
 -Być może. Jeśli się nie będziesz rzucać to może ...- Daruję Ci Życie.
 -Taa... jasne, a ja Ci uwierzę.- Dziwi mnie fakt, że tak dobrze mi się z nią rozmawia. Może nie jest taka zła jaką udaje.
   Wracam na korytarz główny i odchodzę.
   Ostrożnie otwieram drzwi i wchodzę na parter. Potem już prawie na dwór. Po drodze rozwiązałam sobie ręce.
 -Nie tak szybko panienko! Wracaj!- Krzyczy za mną dużo ludzi.
   Biegnę coraz szybciej i gdy już dotykam stopą ziemi i mokrej od rosy trawy- Upadam. Obok śmieje się mój wuj.
 -Prosty sposób, ale skuteczny, brać ją i już idziemy, za chwilę zaczynamy!- Rozkazuję.
   Na początku prowadzą mnie spokojnie lecz skoro nic nie widzę to muszę polegać na innych zmysłach np.- Słuchu.
   Nasłuchuję rozmów dookoła i wnioskuję. Po bokach stoją mężczyźni. Przede mną idzie na pewno więcej niż jedna osoba.
 A z tyłu cały tłum. Więc nie mogę uciekać do tyłu ani na boki. Zostaje przód. Ale jeszcze chwilę poczekam.
   Czuję jak wchodząc w las, igły sosem, świerków i wszystkich innym drzew, kłują mnie swoimi igłami co oznacza, że- podczas przechodzenia blisko drzewa Oni odsuwają się. Czuję delikatne wbicie w skórę na prawej ręce i już wiem,- To ten moment, ruszam więc gwałtownie do przodu biegiem. Chcąc  nie wpaść na ludzi przede mną skręciłam delikatnie na bok. Szuram o drzewa modląc się, aby na  żadne nie wpaść, ae chyba zapeszyłam.- W jedno uderzam prosto czołem i jak najszybciej podnoszę się bez użycia rąk i czując, że jestem na polanie bez żadnych drzew, ani krzaków- z tego co widziałam, kieruję się wciąż na prosto i przebiegając łąkę- znów wpadam na drzewo. Wstaję i biegnę próbując rozwiązać po drodze dłonie, aby zdjąć z oczu tą potworną opaskę- i tak wystarczająco już kręci mi się w głowie.
 -Tak!- Krzyczę w myślach i uwalniam ręce w ucisku sznura, szybko zdejmuję opaskę i z rozmazanym obrazem biegnę o sił w nogach.
   Obracam się i widzę, że wciąż za mną podążają. Rozglądam się za schronieniem, widzę dół pełny jesiennych liści. Obracam  się raz jeszcze i dyskretnie na uboczu próbuję w niego wskoczyć, ale uznaję, że oni mnie przecież cały czas widzą. Zdyszana wchodzę za dość duży pagórek i na sekundę opieram się o niego. Gdy słyszę już okrzyki blisko czuję jak ktoś od tyłu łapie mnie i zatyka usta, Wciąga mnie na drzewo tak szybko, że nawet się nie oriętuję kiedy to zrobił/a. Tłum przebiega, a ja się obracam.
 -To Ty?! Czego mnie ratujesz?!- Patrzę na jasnowłosą, młodą kobietę.
   Spuszcza wzrok i mówi cicho:
 -Przypominasz mi mnie. Też tak uciekałam i błagałam, aby ktoś mnie uratował. Zrozumiałam teraz, że Ty wcale nie chciałaś mi i nie chcesz odebrać mocy. Tak?- Spogląda na mnie.
 -Ja nawet nie wiem, że tak w ogóle się da! Nie mam pojęcia o niczym i chcę normalnie żyć!
 -Rozumiem, ale już dużo dla Ciebie zrobiłam, teraz radź se sama. Ale będziesz musiała kiedyś stąd zejść.- Znika.
 -Co?!- Zchodzę z tego zanim wrócą. Wchodzę na polanę i oczom nie wierzę!
    -Jason?!- Patrzę na niego jak wryta.- Miałeś nie wracać! Idź stąd!- Wskazuję mu palcem drogę powrotną. On tylko zaprzecza głową i dodaje:
 -Odejdę tylko z Tobą.- Wyciąga rękę, choć wiem, że źle zrobię, bo muszę to załatwić, a nie tchórzyć. Biorę go za rękę i  mówię:
 -Wrócę jak coś załatwię. A Ty jedź! Powinieneś być już dawno na lotnisku, więc nie wmawiaj mi głupot, że zostaniesz, bo wiem, że się boisz i Ja pozwalam Ci iść!- Zaprzecza, ale zanim wydusi z siebie słowo krzyczę.- Idź stąd!- Jest zdezoriętowany, ale podejmuje błędną decyzję, zastanawiając się za długo. Już Są.

wtorek, 26 czerwca 2012

29. ! ! !

ROZDZIAŁ 29


    -Dlaczego?! Czemu to zrobiłam, przecież nie chciałam! Nie wiem nawet jak to zrobiłam!- Krzyczałam w myślach, a w

rzeczywistości uderzałam pięścią w ścianę.- Zabiłam człowieka!- Rozdzieram opaskę na oczy i wyżywam się krzykiem i waląc 

teraz z całych sił w drzwi.- Skrzywdziłam tyle ludzi!
   Nie mogę się z tym pogodzić. To straszne i nie umiem opisać tego co dzieje się teraz w mojej głowie.- Wielki chaos.
   Wchodzi mój wujek- zabójca. Automatycznie wstaję i się na niego rzucam, lecz od razu wchodzi jeszcze dwóch mężczyzn i

mnie łapie za ręce, wykrzywiając je do tyłu.
 -Czego chcesz?!
 -Spokojnie! Chce pogadać, bez przemocy.
 -To według Ciebie, trzymanie mnie tu to co to jest?!
 -Chwilowe przetrzymanie.- Wciąż mówi spokojnie i pokazuje, że jest pewny siebie.
 -Chyba więzienie! Takich drani jak Ty to tylko do piekła posłać!- Marszczy brwi.
 -Mniejsza o to. Dlaczego to zrobiłaś?- Parze się na niego dziwnie.
 -Niby co?!- Następuje oświecenie.
 -Nie wiedziałem, że jesteś, aż tak silna, żeby oślepić kilkadziesiąt ludzi naraz oraz jednego zabić.- Spuszczam głowę na

samą myśl o tej sytuacji.
 -A co miałam zrobić? Nie mogliście go mi odebrać.
 -Ale teraz i tak Ci Go zabierzemy skoro tu zostałaś.
 -Może i tak, ale wiem, że nie jestem taka jak wy! Byście zabijali niewinnych ludzi i nie mieli nic na sumieniu, mówiąc,

że dobrze zrobiliście! Tylko spójrz na siebie! Jesteś szczęśliwy z cudzego nieszczęścia!
 -Ty na pewno nie jesteś winna? Zastanów się i powiedz dlaczego tu jesteś?!
 -Nie wiem! Nie miałabym pojęcia o niczym, to wy mi to pokazaliście zmuszając mnie do tego czynu!
Wzrusza ramionami i wychodzi- Zostaje uwolniona tuż przed zatrzaśnięciem drzwi.
 -Tchórz! Nawet nie umiesz się obronić!- Siadam pod ścianą i chowam głowę w kolanach.
   Nie wiem co mam teraz zrobić: czekać czy próbować. Rozmyślam tak ciągnący się czas. Mam ochotę skończyć to sama i

odejść stąd. Zaczynam wspominać najlepsze chwile mojego życia, które mnie przy nim trzymają.
   Z wspomnień wyciąga mnie...
 -Klara?!- Podnoszę się natychmiast z ziemi.
 -Cicho!
 -Co tu robisz?- Patrze z nie dowierzaniem na mojego wroga.
 -Ja... Ja..ym.- Jąka się.- Nie wiem od czego zacząć. Coś co Ci wszystko wytłumaczy to, to, że jestem Córką posłańca.
 -Że kogo?!- Przewraca oczami i zaczyna mi tłumaczyć.- Jeżeli dobrze rozumiem to "Posłańcem" jest przywódzca tej całej

paranoi. Tak?
 -Tak.- Wzdycha.
 -Więc dlatego wszystko wiedziałaś?- Przytakuje.- To czemu do cholery zamiast mi wprost powiedzieć co mam zrobić... To Ty

wolałaś zabierać mi chłopaka, obgadywać z przyjaciółkami i ośmieszać przed klasą?!- Znów kiwa głową.- Więc po co teraz

przyszłaś?!
 -Bo nie chce być taka jak Oni. Jestem inna i nie potrafię Ci tego zrobić.- Spuszcza głowę.
 -Niby czego? I tak zrobiłaś mi wystarczająco dużo!
 -Ale chcą żebym to Ja zrobiła! Chcą, żebym Cię jutro zabiła, żeby udowodnić, że jestem godną następczynią Ojca. Tyle, że

Ja tego nie chcę i nigdy nie chciałam być. Wszystko co robiłam- moje zachowanie i udawany charakter to po prostu rozkaz,

któremu nie mogę się sprzeciwić.
 -I Ty mi dopiero teraz to mówisz? Przecież bym Ci pomogła!
 -Nie mogłam! Poza tym nie mogłabyś nic zrobić!
 -Powiedz mi po co przyszłaś, bo nie chce mi się słuchać Twoich wyjaśnień, ani się kłócić!
 -Chce Ci pomóc.- Patrzy na mnie uważnie.
 -Nie pomożesz mi, nie umiesz i nie wiesz jakie to ryzyko.- Opieram się o ściane z założonymi rękami.
 -Może nie wyciągnę Cię stąd, ale pomogę uratować. Mogę Ci pokazać jak się bronić. Przyjmij moją pomoc! Mi i tak nic nie

zrobisz! Jesteśmy rodziną! Jestem taka jak Ty! Mogę Cię nauczyć.
 -Dobra pokaż.- Nie chce mi się dłużej prowadzić tej rozmowy.
 -Pokazać?!- Zdaje się rozbawiona. -Mogę Ci powiedzieć jak to zrobić, nie próbowałam tego nigdy.
 -To skąd wiesz jak to zrobić?- Patrze zirytowana tym gadaniem.
 -Po prostu wiem. A teraz spróbuję Ci wytłumaczyć na czym to polega, ale musimy się spieszyć, bo jak ktoś wejdzie będzie

problem.- Siadam na twardym materacu i zaczynam uważnie słuchać.- Musisz sobie wyobrazić sobie miejsce, w którym właśnie

jesteś lub ludzi i inne rzeczy. Musisz się skupić i we własnej wyobraźni... hmm, może inaczej.- Musisz wyobrazić to

miejsce i co będzie za chwilę, a potem bieg przyszłości się zmieni na złe. Ale w twoim przypadku na dobre bo uratujesz

siebie. Musisz mieć złe lub smutne uczucia. Rozumiesz?
 -Chyba tak...
 -Powinno się udać. Wytworzysz coś z ogniem co na pewno zatrzyma i zmieni to co ma za chwilę się stać.
 -A dlaczego z ogniem?- Pytam zaciekawiona tym tematem.
 -To Ty chyba nic nie wiesz...- Przytakuję.- Bo to taki twój żywioł, ogień jest w twoim sercu, umyśle i całym ciele.
 -Czyli, że na świecie są żywioły?! Jakieś wróżki z bajek co mają moc- ziemi, wody, powietrza i ognia?!- Zaczynam się

śmiać.
 -Nie! Jest ogień i woda. Ogień zabija, a woda ratuję. Jak dobro i zło, ale Ty zła nie jesteś. A woda chyba już wymarła.

Powietrze to- wiatr, a ziemia?- uśmiecha się.- Nie słyszałam że da się tworzyć rośliny lub ruszać ziemią.
 -A ogniem to się da?
 -Nie do końca. Ty go nie wytwarzasz tylko... eh, nie umiem Ci wytłumaczyć. Ty go tworzysz z Twoich uczuć! To co się tłumi

w środku wychodzi na zewnątrz.
   Ktoś wchodzi. Rzucam się na niego i już leży na ziemi przyciśnięty do podłogi.
 -Klara drzwi!- Zamyka je.- Kto to?
 -To Jack... Uczy mnie wszystkiego.- Patrze na nią dziwnie.
    -Puść mnie!- Woła.
 -Zamknij się!- Przyciskam jego twarz mocniej.- Po co przyszedłeś?!
 -Zabrać, córkę Pana.
 -Skąd wiesz, że tu jest?! Zaraz! Pana? No nie gadaj, że go tak nazywasz!- Nie odzywa się. Puszczam go.- Jak się wygadasz,

że tu była to...- Wychodzi.
 -To ja idę.- Mówi i wychodzi.- Nie martw się, poradzisz sobie...
 -Ale jak zabiję Jego?
 -Nie wiem, to już Twój problem.
   Zasypiam na niewygodnym łóżku.


   Otacza mnie ciemność i nic nie widzę. Idę naprzód z wyciągniętymi rękami z oczekiwaniem na dotknięcie ściany, ale gdy

się oriętuję, że idę już dość długo i może tutaj nic nie ma. Czuję się taka samotna i słaba. W środku mam pustkę i nie

mogę nic powiedzieć. Zastanawiam się czy Ja umarłam, ale ... nie mam nic jako dowód tego, więc zaczynam biec, aż się męczę

i rezygnuję. Chcę upaść na ziemię, ale zamiast zimnej powierzchni jaką czułam pod stopami. Teraz nic nie ma. Zaczynam

spadać w wieczną otchłań i gdy czuję straszliwy ból po niespodziewanym upadku...


   ...Budzę się, a nade mną udawana matka.
 -Czego chcesz?!- Wstaję i odpycham ją.
 -Powiedzieć Ci, że za godzinę przychodzimy i zaczynamy.
 -Śnisz! a to co zrobiłaś?! Nie przegram z bandą wariatów! I przeżyję, bo mam dla kogo! Kiedyś byłabyś Tą, dla której życie

bym oddała... A dziś Sama osobiście Cię zabiję!- Marszczę brwi.
 -Przykro mi, ale... Nic z tych rzeczy, cokolwiek zrobisz... cokolwiek sobie teraz myślisz to się mylisz.
 -Często popełniałam błędy i się mylę lub po prostu kłamię, żeby mieć rację, ale nie DZIŚ! To jest dzień po którym zacznę

normalnie żyć i na pewno się nie poddam w tej chwili! Zapomnij.
 -Myśl co chcesz lecz rzeczywistość jest inna. Ostatnim razem udało Ci się, bo jesteś bezgranicznie zakochana i

nie chciałaś tego stracić, ale... teraz Go tu nie ma i nie będzie, więc nie będziesz miała złych uczuć, ani złości, ani

smutku... NIC.
 -Wy jesteście moją złością i smutkiem!
   Wychodzi, a ja staram się myśleć pozytywnie i wierzyć, że mi się uda. Dla siebie i Jasona.

niedziela, 24 czerwca 2012

28!!! Sory, że krótki.

ROZDZIAŁ 28


   Stał jak wryty. Wyszeptał tylko trzy słowa.
 -Nie wiedziałem. Przepraszam.- Wtedy do pokoju wszedł zakapturzony zakonnik.
 -Macie!- Rzuca nam płaszcze.- Idziemy zanim się zoriętują.
   Nakładamy takie same jak On ma- Czarne "peleryny" i po cichu wychodzimy z tego więzienia. Na początku idziemy przez

zwykły korytarz oświetlony co jakiś czas świecami i dochodzimy do schodów. Oznacza to, że byliśmy w takiej piwnicy, dlatego

nie było okien. Mężczyzna idzie pierwszy, ja druga, a Jason ostatni. Idziemy w ciszy. Mijamy kolejne to drzwi do pokoi i

docieramy do wyjścia.
 -Gdzie nas prowadzisz? Znamy drogę.
 -Miałem was wypuścić i to robię.
 -Miałeś uwolnić i jesteśmy wolni! Jest już noc i niedługo pokaże się słońce, więc z łaski swojej my już pójdziemy.
 -Nie!- Zatrzymuję się i dziwnie na niego patrzę.
 -Niby czemu?
 -Tam jest skrót i będziesz szła połowę drogi mniej.- Wzruszam ramionami i idę za nim.
   Idziemy przez 5 minut i za małym iglastym lasem jest polana.
 -Co to!? Miałeś mnie stąd wyprowadzić!!!- Przede mną stoją ludzie w czarnych strojach, a dwoje z nich związują nam ręce i

prowadzą na środek.
 -Dziewczyne odprowadź! Jeszcze zdąży przyjść tu jutro.- Rzucają Jasona na ziemię i kładą głowę na kawałku drewna. A

raczej tak żeby była tylko szyja wystawiona.
 -Nie!- Rzucam się i szarpię, ale jestem za słaba i ciągną mnie do tyłu. Widzę jak klękają i modlą się do wschodzącego

słońca. Jeden trzyma znikające za drzewami ciało. Ma w ręce ogromny topór i wiem co chce nim zrobić, ale ja nie pozwole.
 -Zostaw mnie Ty zdrajco! Znów czuję ból w sercu, ale tym razem tak wielki, że upadam, podtrzymana na jego rękach.
   Dalej mnie ciągnie jak najdalej. Trace oddech i póki jeszcze mogę się ruszać z całej siły z zaskoczenia wyrywam się i

odwracam do niego i stoję  nim twarzą w twarz.
 -Twoje oczy!!!- Upada i się cofa.
 -Przestań! Nic nie robią i przestańcie się ich czepiać! Są moje i mogą mieć kolor jaki chcą!
Nagle zaczyna krzyczeć, trzyma twarz w dłoniach, a ja nie wiem co się dzieje. Odsłąnia je i sama, aż pisnęłam.
 -Wiedźma!- Krzykną kiedy jego oczodoły się wypalały. Nie widać było płomieni, lecz żar, którego ciepło sama poczułam

stojąc kilka metrów dalej.
 -To nie ja!- Nie wiem co zrobić, coraz ciężej oddycham, a serce bije szybciej. Jęczy z bólu i popiskuje.
 -Ty! Ty jesteś sprawcą wszystkiego co złe na świecie!
 -Nie wybrałam sobie tego, a ty jakbyś mnie nie zdradził byś teraz nie cierpiał! Mogłeś nas puścić!- Czuję coraz większą

nienawiść do tego człowieka. Zaczyna się wydzierać na cały głos i zdziera z klatki piersiowej górną część szaty. Odskakuję

przerażona już na całego. 
   Jego lewa pierś wypala się jak oczy, krew spływa mu z miejsca oczu i teraz z serca. Teraz rozumiem, że to przeze mnie.

Nawet mu nie współczuję. Zasłużył na to, ale to też człowiek, ale jet już za późno, pada i z jego ciała unosi się już

tylko dym. Ksztuszę się z tego smrodu.
   Nie mam czasu i wracam bez planu, aby uratować Tego za którym płakałabym całe życie. Wbiegam na polane i wszyscy mają

zamknięte oczy oprócz istoty z toporem.
 -Nie!!!- Teraz wszystkie oczy patrzą się na mnie.
 -Zabij!- Krzyczą.
   Biegnę i ostrze już opada. Wiem, że nie dobiegnę dlatego padam na kolana i z bólu wydaje przeraźliwy krzyk. Wszyscy

padają z wyjątkiem jednej osoby. Widze tylko nogi, bo wciąż klęcze skulona i wydaję z siebie głos póki mi tchu nie

zabraknie.
 -Nie zranisz rodziny i tych, których kochasz, więc skoro padli mierz się ze mną.- Woła.\
Zabrakło mi powietrza i przestaje. Wstaje i rozglądam się. Dookoła, jakby cmentarzysko bez nagrobków, a z odsłoniętymi

ciałami. Broń jest wbita w jej właściciela, prosto między oczami. Nie zdążyła upaść i Jason żyje, wiem to.
 -A teraz spróbuj go uratować!!!- Wyciągną topór z twarzy tego człowieka.
Biegnę w jego stronę i zablokowuję mu rękę, aby nie ścią go.
 -Jason! Wstań i uciekaj przed siebie.- Krzyczę, a On z założonym workiem na głowie zaczyna biec pomimo potykania się o

leżące szczątki. Odrzucam broń i rzucam się do ucieczki. Widzę Jasona pod drzewem ze zdjętym już workiem- uwolnił się.
   Nagle coś sprawia, że się przewracam, TO RĘKA!!!
 -Puszczaj!- Kopie i nie mogę uwolnić się z uścisku ręki. Jason biegnie do mnie. Wtedy wszyscy się podnoszą, ale mają

zamknięte oczy, z pod zamkniętych powiek wypływa krew.
 -Jason! uciekaj zanim Cię złapią!- Krzyczę na całe gardło.
 -Nie! Tym razem Cię nie zostawię samej!
 -Posłuchaj się choć raz!- Patrze na niego, gdy się zatrzymuje i nie wie co zrobić.- No dalej! IDŹ i nie wracaj!
 -Pójdę, ale wrócę i nie zostawię Cię tutaj!- Ucieka i znika za lasem.
 -Źle zrobiłaś!- Mówi głos za mną i słyszę w nim gniew.
   Po chwili nic nie widzę i bez oporu wracam z nimi. Dręczy mnie tylko jedna myśl "Zabiłam Go". Jak ja mogłam to zrobić,

przecież zawsze nawet przy zwykłym filmie współczuję ludziom, nawet tym złym. Ale dziś to nie byłam Ja. To nie moje serce

zrobiło, ale złość i wszystkie uczucia które mną wtedy miotały.
   chodzę po schodach ostrożnie i wrzucają mnie do pokoju i czekam tam na jutrzejszą śmierć, tak brutalną jak tą, którą ja

popełniłam.

sobota, 23 czerwca 2012

27!!!

27 ROZDZIAŁ


   -R O S E !- Zawołał.- Żyjesz?!- Potrząsał mną. Otworzyłam lekko oczy i mrugnęłam.- Wszystko OK?
 -Chyba tak, ale nie mogę ruszyć nogami i kręci mi się w głowie.- Patrze przejęta na Jasona.- A co Ty tu robisz?!
 -To samo co Ty, tylko, że byłem pierwszy.- Lekko się uśmiecha.-A od kiedy, nie wiem, nie ma tu okna, więc nie wiem nawet

jaka jest pora dnia.
 -Chyba środek dnia. Zabrali mnie w nocy, więc jest dzień, albo i wieczór, zależy jak się przemieszczali.- zastanawiam

się. Próbuję wstać. Pomimo pomocy, nie mogę ustać.
 -Co się dzieje?- Pytam siadając znów drewnianej podłodze.
 -Trucizna nie przestała jeszcze działać.
 -Że co?! Skąd wiesz.- On tylko wzdycha i daje do zrozumienia, że nie chce mu wyjaśniać.- A kiedy przestanie?
 -Zależy kiedy ją dostałaś i w jakiej ilości. Ale jak widzę to musiałaś dostać sporo.
 -A dlaczego?- Pytam zdziwiona, że tyle wie.
 -Jesteś tak blada, że prawie biała i ręce Ci się trzęsą.- Spoglądam na dłonie, które rzeczywiście takie są.- A tak poza

tym wyglądasz, przepraszam, że to powiem...- Strasznie, jakbyś nie spała od tygodnia, nie mówiąc o tych wystających
żebrach.- Patrze na niego. Kiedy widział mój brzuch?- Zerkam również i na tą część ciała. Spostrzegam nie swoją starą

bluzę, ale skórzaną kurtkę.
 -Po co mi ją dawałeś?!- Zaczynam rozsuwać kurtkę. Jednak znów jest zasunięta kiedy spostrzegam, że nie mam pod spodem

swojej bluzki.
 -Właśnie dlatego. Musiałaś się nieźle szarpać żeby aż tak zniszczyć bluzkę, że sama spadała.- Wyskoczył mi rumieniec na

policzkach, bo ten moment dobrze pamiętałam.
   Rozejrzałam się dookoła.- Zwykły mały pokój, drewniane podłogi, białe ściany coś przypominające łóżko i jedna lampa.
 -Chodź.- Pomaga mi wstać i idę praktycznie podpierając się o niego, a nie na własnych nogach. Siadam na twardym materacu

z drewnianymi nogami.
   Drzwi lekko się uchylają i wchodzi mężczyzna-zakonnik.
-O! Proszę, już się obudziła!- Patrze na ten jego uśmiech cwaniaczka i mam ochotę go zabić- Teraz, zaraz i w każdym

momencie.
 -Po co mnie tu ściągnęliście!-Wzdycha ciężko.
 -Przejdźmy do rzeczy. Chcemy, abyś...-nie dokańcza kiedy Jason mu przerywa.
 -Nie! Odpowiedziałem już na to i ja się nie zgadzam!
 -To jej decyzja nie Twoja chłopcze. Więc nie wtrącaj się!- Podnosi głos.
 -Ale chodzi też o mnie, więc NIE!!!
 -Mogę wiedzieć co się tu dzieje!!!- Krzyknęłam, aby przypomnieć, że ja tu też jestem.
 -Więc chodzi o to, że jeżeli się poddasz, weźmiemy Ciebie, a jego zostawimy przy życiu.- Moje oczy stają się duże, a ja z

powagi sytuacji otwieram usta.
 -Jak to przy życiu?! Nie możecie tego zrobić!
 -Dlatego wybór jest Twój. Wrócę za kilka godzin i czekam na odpowiedź.
 -Co?! Nie czekaj.- Zamyka drzwi.- Wiedziałeś?! Czemu mi nie powiedziałeś!
 -Bo nie chciałem! Ja już wybrałem i tak ma zostać!- Wstaje.
 -Czyli moja decyzja i Ja się nie liczę?!- Odwraca się i nie odpowiada.- No, więc rozumiem.
 -Właśnie, że nie! Robię to, bo aż za bardzo się dla mnie liczysz! Jak nikt inny!
 -I dlatego dasz się zabić?! I nie stawisz oporu? Nie będziesz próbował walczyć?!
 -Ja nie mogę, ale Ty możesz! Z tego co wiem... Jesteś silniejsza niż myślisz! Mówili coś o Twoich oczach, że one mogą nas

uwolnić! Więc nic nie zależy ode mnie!
 -Boże! Co wy macie do moich oczu? Ja nie wiem co się tu dzieje, ale nie mam zamiaru tu siedzieć, tak jak to Ty

zamierzasz!
 -Daj spokój! Oboje wiemy jak się to skończy! Albo Ty albo Ja!
 -Ale Ty masz rodzinę! Masz do kogo wracać! Ja nie mam, jestem sama i nikt się teraz o mnie nie martwi, Ciebie szuka

policja! Zrozum! Twoje życie ma sens!- Siadam na podłodze i podsuwam się pod ścianę- Skąd wiesz co będzie! Nikt nie wie,

a ja nie mam zamiaru przegrać z jakimiś psycholami!
 -Ty nic nie wiesz! Rozmawiałem z Klarą i wytłumaczyła mi.
 -Co?! Z kim?! Jak z nią gadałeś?! Przecież...
 -Była tu! A Ty jesteś paranormalna! Możesz zabić ich wszystkich! Możesz zrobić z nimi co chcesz! Nie możesz zranić osoby,

której kochasz ani swojej rodziny, te osoby możesz tylko własnymi rękami uśmiercić! Rób co chcesz! Ja się nie mieszam!
   Nagle ktoś stoi w drzwiach. To ten sam człowiek.
 -Moglibyście być ciszej? Nie jesteście tu sami, poza tym wciąż czekam na decyzję.
 -Podjęta.-Odpowiadamy zgodnie razem.- Ja zostaje znów oboje. Patrzymy na siebie.
 -To moja decyzja i ja zostaje.
 -A może oboje?
 -Nie!!!
 -Ale oboje chcecie, więc chłopak jutro o świcie, a Ty piętnastego o północy. Ustalone! Żegnam.
 -Co żeś zrobił?
 -Ja? To Ty i nie zwalaj na mnie!- Uciszam się i więcej już się nie odzywałam.


   Przez całą noc panowała cisza, aż się obudziłam. Odskoczyłam od Jasona leżącego obok na łóżku i spostrzegłam, że już

normalnie chodzę.
 -Dlaczego mnie dotykałeś?!- Budzi się.- Jestem przecież Twoim zdaniem PARANORMALNA!!!
 -Znów chcesz się kłócić?
 -Znów? Wczorajsza nie została skończona! A Ty powinieneś się teraz martwić, bo zaraz umrzesz! 
 -Przynajmniej słusznie i dla kogoś, za kogoś, ale Ty musiałaś być bohaterką i zabić siebie!
   Wale w ścianę i w tej chwili poczułam jakby serce mnie zabolało. Upadam na kolana i głęboko oddycham.
 -Co się stało.- Wstaje, ale zatrzymuje go ręką.
 -Nie podchodź! Odejdź i zostaw mnie w spokoju!- Odsuwam się na czworaka do kąta i siedzę tam dość długo kiedy odzywa się:
 -Jesteś głodna?
 -Nie.- Odpowiadam ostro.
 -Zaraz powinni coś przynieść, tak jak wczoraj.
 -Mówiłam, że nie jestem głodna!
 -Ale powinnaś.- Odpowiada cicho i siedzi dalej po drugiej stronie małego pokoju.
   Zastanawiam się co będzie jak po niego przyjdą, co zrobi i co ja zrobię. Czasami nie opanowuję emocji. Nie mogę przestać

o tym myśleć. Ten strach zżera mnie od środka, a na zewnątrz nic nie widać. Tylko ja to czuję i chce przerwać tą dziwną

ciszę normalną rozmową, ale nie potrafię, albo znowu zacznie się kłótnia, albo sama nie zdobędę się na odwagę żeby się

odezwać.
   Ktoś wchodzi z talerzem z jakimś świństwem i stawia na podłodze. Jednak nie odejdzie tak po prostu, zamykam szybko

drzwi i zagradzam mu drogę. Czuję jego przerażenie, czuję i widzę. Jason siedzi z tyłu i patrzy na całą sytuację.

Podchodzę do trochę wyższego mężczyzny. Nie wiem co zrobię, ale na pewno nic dobrego dla tego tutaj.
 -Wypuść mnie!
 -Nie krzycz. Wszystko będzie dobrze jak nas stąd wypuścisz.- Mówię powoli.
 -A jak nie to co?- Jego wzrok zdradza jaki jest słaby,
 -Nic przyjemnego.- Szepcze mu do ucha.
 -Ale ja nie mogę! Zabiją mnie za to i nie zrobię tego.
 -Nie chcesz zginąć? To wyprowadź nas stąd i będziesz wolny... Nic Ci nie zrobię.
   Namyśla się i zaprzecza głową, że się nie zgadza. Nie wiem c zrobić, więc powoli wyciągam rękę z nadzieją, że się

przestraszy, ale to co zrobił to mało powiedziane. On padł na kolana i błagał o życie.
 -To nas wyprowadź!
 -Zgoda! Tylko proszę, nic mi nie rób.- Będę przychodził po Twojego przyjaciela i wtedy Wam pomogę.
 -Skąd mogę wiedzieć, że mogę Ci ufać?- Ale widzę go jak drży, więc pozwalam Mu odejść i siadam pod ścianą i patrze na

Jasona, który nie wie co powiedzieć.
 -Co się gapisz?!
 -Nic, ciekawi mnie co zrobisz jak nas zdradzi tamtym i natychmiast zabiją nas dwoje.
 -Nie wiem, ale próbuję!
 -A czy możesz mi wyjaśnić czego jeszcze chcą? Czego nas chcą zabić skoro dałaś im to co chcieli?!
 -Nie mieszaj się!
 -Mam prawo wiedzieć! Jest coś czego nie wiem?!- Patrze na niego bez słowa i zdaję sobie sprawę, że to mnie zdradziło.-

Słucham?! Czego ten facet bał się Ciebie?  O co chodzi z oczami? Dlaczego właśnie Ty, bo ja już nie rozumiem!
   Siedzę cicho i wbijam wzrok w podłogę i siedzę tak niezliczony czas, w końcu zasypiam.
   Budzi mnie Jason.
 -Zaraz idę, Twój przyjaciel się nie pojawia.- Odsuwa się.
 -Boisz się?- Wymksnęło mi się.
 -Trochę...- Mówi cicho.- Przed tym mogłabyś mi powiedzieć i wytłumaczyć?
 -Nie chce o tym mówić.- odpowiadam spokojnie. Patrzy na mnie błagalnie.- NIE! NIE I KONIEC!
 -Czy musisz być taka uparta?!- Przeszywam go wzrokiem.
 -Na prawde chcesz wiedzieć?!- Podnoszę się i staję przed nim i zaczynam wykrzykiwać.
 -Pochodzę z rodu "morderczych serc". Nawet nie wiem kim byli, ale Ci tutaj mieli za zadanie ich zabić i ja miałam być

ostatnia. Mieli podejrzenia, ale potem zrezygnowali! Kiedy ja otworzyłam książkę, co tylko to pokolenie mogło otworzyć!

Uniemożliwiłam dostęp mojemu WUJKOWI! Temu co chce mnie zabić! Nie wiem o co chodzi z oczami, ale wiem, że posiadam wielką

moc w sercu! Na ostatniej kartce książki byłam JA. Byli tam wszyscy moi przodkowie, których zabili i ja miałam wyznaczoną

już datę. To piętnasty października! Czyli za dwa dni. Ty dziś, a ja potem! Wszystko wiedziałam i tego się tak bałam i

boję. Kiedy powiedziałeś, że wyjeżdżasz, zamknęłam się. Sama, matka uciekła i jest jedną z nich! Zaczęłam pić kofeinę i

napoje energetyzujące. Przestałam jeść i sypiać! Załamałam się. Nie odpisywałeś i poszłam Cię szukać z Sarą, ale Ona

przestraszyła się mnie! Moich oczu! Gdy jestem zła i przerażona lub czuję ból w sercu robią się same takie czarne. Nie mam

na nic wpływu! Jestem zdana na łaskę Boga, bo nic nie rozumiem i nie umiem! TO JA JESTEM POKOLENIEM !!! zawsze szukali

mnie i sama ujawniłam się kiedy otworzyłam tę cholerną księgę! Miałabym spokój, bo ja bym była tu sama, a Ty bezpieczny w

mieście nic nie wiedząc! Jestem pokoleniem i Cię kocham! To przez to nic nie zauważyłam! Trzeba było jechać od razu i

zostawić mnie!- Już płaczę i stoję osłupiała przed nim, z myślą, że powiedziałam Mu prawdę.