czytacie i podoba wam się

sobota, 13 października 2012

Witam.

Cześć to znowu ja :*. Wpadłam z pytaniem czy chcecie drugą część. Mam drugiego bloga, ale myślę, że dałabym radę co jakiś czas i tu wstawić rozdział. Jeżeli oczywiście chcecie, bo nie wiem czy ktoś jeszcze to czyta, czy w ogóle wchodzi by sprawdzić.

 Wiem, że minęło trochę czasu, ale jednak zebrałam siły i pytam :
Czy chcecie drugą część? <3

see you soon! Mam nadzieję :)
 

piątek, 3 sierpnia 2012

Rozdział 32. OSTATNI ! ! !

 Nie wyszło mi tak jak chciałam:(. Bo jest to tragiczne... Do tego słuchajcie piosenki (Tłumaczenie istotne do tekstu.)
     
____________________________________________________________
  -Chodź ze mną. - Błagał ciągnąc w swoją stronę, ale Ja za dużo przeszłam, żeby  teraz zwiać. Mogę ich wszystkich pozabijać oby tylko przeżyć i pokazać, że jestem jeszcze coś warta.
 -Nie mogę... Odejdź i...Nie wracaj tu...-Puszczam Go i odwracam się tyłem. Staję przed wszystkimi, na początku bym się bała, ale teraz już nie czuję strachu, ale... żal. Żal za to, że nie rozumieją i myslą, że robią dobrze. Chciałabym teraz wszystko skończyć, zrobić tak jak wcześniej...Ale... Nie umiem, stoję i patrzę na wszystkie twarze. Wzrok zatrzymuję, na Irmie, a potem Klarze, które mają inny wyraz twarzy... One jako jedyne tu odczuwają strach. Ruszam w kierunku ich wszystkich. Sama nie wiem co robię, po prostu serce mi mówi, abym się nie poddała.


 -Podejdź.-Powiedział spokojnie. Kręcę głową, na znak, że nie chcę. Ciężko westchną i pokazał palcem na stojącego z tyłu Jasona.
 -Nie!- Cofam się do tyłu i zakrywam Go sobą.- Już wolę Ja pójść.
 -Ehh... Brać oboje, nie mamy za dużo czasu i musimy załatwić to szybko.- Czterech kieruję się w naszą stronę. Nie patrzą mi w oczy, ale podchodzą i już są przy nas. Wyrywam się, ale to nic nie daje.- To... które pierwsze?Albo inaczej... Mamy jeszcze kilka minut do północy, więc... wykorzystajmy ten czas... Chłopaka na ścięcie za pieć minut, a dziewczynę przygotować.
 -Nie!!!- Moje zaprzeczanie i próby uwolnienia się z uścisku nic nie dają. Kładą mnie na ziemi i przywiązują ręce i nogi do kołków, co powoduję, że mięśnie mi się strasznie napinają. Jeszcze trochę mocniej, a chyba by mnie rozerwało. Jestem całkowicie obezwładniona, a Jason stoi tam i patrzy na mnie. Za każde słowo ma robioną ranę na ciele.

   Biorą jakąś drewnianą miseczkę i wcierają we mnie jakąś gorącą maź, odczuwam jak poparza mi skórę. Robią to powoli i delikatnie, ale boli jak cholera. Zaciskam zęby i staram się nie krzyczeć, bo na nic się to nie zda. Oddycham szybko i niespokojnie. Tak bardzo... Tak bardzo chciałabym, aby ta moc przychodziła tak łatwo. Zaczynam ciągnąć prawą rękę do

siebie z nadzieją, że przerwę sznur, ale to na marne, za to wymyśliłam coś innego... Rękę wyślizgnęłam. I od razu rozwiązałam drugą.
 -Przestań! nie skończyliśmy, nie ruszaj się!- Krzyczeli kiedy rzucałam się z uwolnionymi rękami. Jason już  był ułożony tak jak tamtym razem.
 -Uspokójcie ją tam!- Krzykną.- Albo... Niech patrzy jak jej ukochany ginie... Przyprowadźcie ją.- Rozwiązują mi nogi i przenoszą. Jestem już obok i nie mogę się ruszyć tak mnie blokują.
 -Proszę! Nie! Zrobię wszystko tylko nie On!- Czuję ciepło w środku, aż żar, wiem już, że muszę wykorzystać tą chwilę. Gdy topór opada, Ja z ogromną siłą jakiej jeszcze nigdy nie czułam rzucam się na mężczyznę z bronią i przewracam Go. Jason wstaje i mi również pomaga.- Nie oddam Go Wam.- Zrobiło mi się strasznie zimno, od wiatru, który się zerwał. Wszystko wokół zaczęło wirować.
 -Już czas! Przynieść wężowy sztylet i dać Go mojej następczyni!- Wykrzyknął. Klarze podano złote ostrze. Sam podszedł do Jasona i łapiąc za włosy odciągną ode mnie. Mnie również wzięto i położony na kamienny stół, nade mną stała Klara i Irma.
 -Nie róbcie tego...- Odwracam głowę w bok i zaraz wyrywam się jak tylko mogę.-Pomóżcie Mu! On Go zabije!- Łzy mi spływają po policzkach. Widzę jak kolejno w Jasona wbija sie krótkie ostrze... Nic mnie już nie obchodzi, chcę zginąć. Jego bezwładne ciało upada, a człowiek cały w jego krwi idzie w moją stronę.

   Moje serce rozpada coraz bardziej. W pewnym momencie przestaje i z ogromną siłą, jeszcze większą wstaję i biegnę do niego. Padam na kolana i unoszę delikatnie coraz bardziej bladą twarz.- Jason! Nie poddawaj się!- Trzęsłam nim.- Ja Cię kocham! Nie zostawiaj mnie tu samej, zabierz mnie ze sobą, chcę umrzeć przy Tobie! Słyszysz?!- Nie ruszał się. Przestał oddychać,a moje serce pękło na milion kawałków.-Ty draniu!- Wstałam i podeszłam do niego.
 -Zabijcie ją, już czas!- Znów czuję ten ogień we mnie.- Jason to dla Ciebie!- Wykrzyczałam i padłam na ziemię. Czując wydostający się ze mnie żar, który tak długo We mnie siedział. Moja złość powoduje ogromny wybuch. Płomienie są wszędzie,

na mnie, wszystkich i wszystkim. Płaczę coraz bardziej. Coś mnie rozrywa od środka. Krzyczę jak mogę, aby przestało. Unoszę głowę na tyle ile mogę i dostrzegam masę ciał i trzy osoby stojące pośród dymu, którym się duszę. Księżyc rozświetla wszystko. To już czas. Mężczyzna nachyla się nade mną. Pomimo powstrzymań dziewczyny unosi w górę sztylet i... Nagle ogromny ból. Nic już nie widzę... wszędzie dym, ogień...  Patrzę obok i widzę tego brutala. Łapię za sztylet i póki leży... Czołgam się po palącym mnie żarze. Gdy patrzę w Jego oczy drwi ze mnie. Wbijam w niego całą swoją nienawiść, ból i złość. Płonące ostrze wchodzi w niego. Ból ustaje i świat staje w miejscu. Dopiero teraz, wiem co się dzieje. Teraz... miałam zginąć, ale... żyję...

-Rose! Masz jeszcze czas! Ratuj Go!- Wołają za mną kobiece głosy. Spojrzałam na wszystko dookoła i rzucam się do Chłopaka. Skóra zaczyna mi zchodzić, ogień rozprzestrzeniać...a dla mnie teraz jest ważne nie moje życie.

    Odszukałam ostrze, które Go zabiło...
 -Rose! Nie!- Słone łzy wyparowują jeszcze zanim się wydostają spod powiek. Przystawiam sztylet do szyi i jestem gotowa go po niej przesunąć.- Rose! Wywołaj kwiat lodu! On Go ocali, posłuchaj mnie! Pomyśl jak bardzo Go kochasz! On będzie żył!!!

- Patrze na jego twarz... Podnoszę białe ciało i przytulam do siebie.
 -Nie umiem...- Łącze nasze usta. Moje gorące, a jego zimne.

  
 -Rose!-Przebijam serce dla niego. Wokół wszystko ustaje i przechodzi mnie dreszcz zimna. Potem widzę , że wszystko za mną jest białe. Opatulone śniegiem... Nikogo nie ma, tylko ja i Jason stojący naprzeciwko mnie pośród płomieni. W ręku trzyma różę.. z lodu... Podchodzę powoli i próbuję go dotknąć. Nic.
 -Rose... Kocham Cię... Ocaliłaś mnie, sama umierając... idę do Ciebie.
 -Nie, Zostań. Zrobiłam to, żebyś tam został. Teraz Ty, Zrób to dla mnie...
 -Mówiłaś, że się nie poddasz! Że dasz rade!
 -Wygrałam, księżyc przestał świecić... A Ty żyjesz...  Tylko tego chciałam, więc zrób to dla mnie i... Bądź tam. Ja zawsze będę przy Tobie.- Odwróciłam się i odeszłam.
_____________________________________________________

Rozdział zadedykowany dla Laury Horan, oraz Oli Chacińskiej i Dominiki Zwierz. Dziękuję wszystkim za miłe komentarze, i chciałabym, aby każdy kto to czytał, czy dziś, czy za miesiąc, zostawił po sobie komentarz. Chce wiedzieć ile Was było. Prawdo podobnie to jeszcze nie koniec tej historii, może pojawić się część druga, więc wpadajcie coraz zerknąć czy jest, bo na razie nie zaczynam pisać, ale jeśli chcecie mogę wkrótce kontynuować tego bloga :). Zakończenie wyszło mi słabo, ale koniec musiałam napisać. Pozdrawiam i dziękuję wszystkim, którzy to czytali i komentowali. Kocham Was. <3 <3 <3

środa, 1 sierpnia 2012

Taka sprawa.

Hej wszystkim, dawno nie byłam tu, a przynajmniej nie dodałam tego ostatniego rozdziału, który będzie zakończeniem. Skończyłam w najważniejszym momencie, bo tak po prostu nie mogę złapać weny i nie wiem jak opisać to co będzie się dziać. Mało komentowaliście i mało wejść, więc stwierdziłam, że nie warto pisać, ale jednak jak weszłam przed chwilą, że jednak te kilka osób codziennie wchodzi postanowiłam, że napiszę to krótkie pytanie: Czy chcecie, abym zakończyła tą historię? Czy zostawić, bo i tak nikt pewnie nie przeczyta? Sama nie wiem co zrobić. Jeśli Rozdział będzie to na pewno zadedykowany dla dwóch dziewczyn, moich koleżanek, które czytały i mnie zawsze motywowały pozytywnymi komentarzami. To Dominika i Ola! Nie wiem czy napiszę dlatego piszę to teraz, ale chcę zobaczyć też inne komentarze, więc... Napiszcie czy dodać ostatni rozdział... czy też nie.

Buziaki :*************************

piątek, 29 czerwca 2012

30!!!

ROZDZIAŁ 30.


   Do pokoju wchodzi mężczyzna oraz moja udawana matka. Związują mi ręce, ale zanim będę miała zasłonięte oczy wyrywam się i wybiegam z pomieszczenia. Przytrzymując drzwi, zamykam je na klucz zostawiony w kłódce.
   Idę ostrożnie i cicho, żeby nikt mnie nie zauważył. Co raz chowam się za jakimś pudłem, albo skręcam w boczny korytarz, gdy słyszę kroki odbijające się echem. Jest tu mnóstwo ludzi, ku mojemu zdziwieniu są też kobiety. Gdy skręcam w lewo, aby nie dać się zauważyć, tam też ktoś jest. Stoi w cieniu.
 -Kto to?- szepcze.
Podchodzę bliżej i chwytam znajdującą się tam...- Starszą Panią?!
   Nie wiem co robić. Złapałam ją jak jakiegoś złodzieja, ale to może nie być żart, więc zachowuję powagę.
 -Kim jesteś?- Mówię nadal głosem tak ściszonym, aby tylko Ona mogła mnie usłyszeć.
 -Jestem Irma.- Pochyla się gdy ją puszczam.
 -Ale dlaczego tu jesteś? I kim przebywając tu?- Coś mnie od niej odpycha, a serce spowalnia swój rytm na, aż za spokojny.
 -To nie ważne, chcę Ci pomóc.- Patrzę na nią dziwnie, bo to druga osoba dziś, która chce mi oferować dłoń, abym się wydostała z pułapki.
 -Nie potrzebuję jej. Dam radę sama! I powiedz mi do jasnej cholery co tu robisz?! I kim jesteś!
 -Chciałam być miła, ale cóż...- Oślepia mnie jaśniejące z niej światło.
   No nie wierze! Ze starej zgarbionej staruszki o pomarszczonej twarzy i tak chudych rękach...- staje przede mną piękna kobieta o falujących blond włosach i opalonej skórze. Zamiast starego, szarego i podartego ubrania, ma wspaniałą, błękitną suknię z dużym dekoldem, sięgającą za kostki. Ozdabia ją diamentowy naszyjnik i kolczyki.
 -Widzę, że jesteś bardzo zdziwiona.- Śmieje się.- Poza tym masz rację- nie potrzebujesz mojej pomocy, bo i tak to była ściema.
 -To czego chcesz?!- Staram mówić się spokojnie, ale sama słyszę swoje zdenerwowanie.
 -Chciałam Cię podpuścić, ale nie mogłam doczekać się Twojej miny, gdy mnie zobaczysz?!- Znów wybucha śmiechem.- Jestem Irma i razem z Klarą, będę Cię zabijała i między nami potem też pozostały ogień skoro jest w jednym miejscu to po co tracić czas?
 -Jak to! Jak ich zabijesz, wiesz chyba, że mają te swoje zdolności?!- Mówię całkowicie poważnie, ae kolejny wybuch śmiechu.
 -Ja jestem silniejsza niż cały ogień żyjący od wieków! Jestem woda.- Oczy nie mało mi wychodzą z orbit.
 -Ale przecież... nie możesz...!
 -Ależ oczywiście, że mogę! Mogę co chcę- zawsze i wszędzie.
 -Ty nie istniejesz! Żadna "Woda" !- Przypominają mi się dziwna rozmowa z Klarą.
   Kręci głową zaprzeczając.
 -A oni wszyscy wiedzą kim jesteś?
 -Oczywiście , że NIE! Dla nich jestem zwykłą dziewczyną chcącą dołączyć do ich grona świrów.
 -Przynajmniej w tym się zgadzamy.- Wzruszam ramionami.- I zabierzesz mnie teraz. Prawda?
 -Być może. Jeśli się nie będziesz rzucać to może ...- Daruję Ci Życie.
 -Taa... jasne, a ja Ci uwierzę.- Dziwi mnie fakt, że tak dobrze mi się z nią rozmawia. Może nie jest taka zła jaką udaje.
   Wracam na korytarz główny i odchodzę.
   Ostrożnie otwieram drzwi i wchodzę na parter. Potem już prawie na dwór. Po drodze rozwiązałam sobie ręce.
 -Nie tak szybko panienko! Wracaj!- Krzyczy za mną dużo ludzi.
   Biegnę coraz szybciej i gdy już dotykam stopą ziemi i mokrej od rosy trawy- Upadam. Obok śmieje się mój wuj.
 -Prosty sposób, ale skuteczny, brać ją i już idziemy, za chwilę zaczynamy!- Rozkazuję.
   Na początku prowadzą mnie spokojnie lecz skoro nic nie widzę to muszę polegać na innych zmysłach np.- Słuchu.
   Nasłuchuję rozmów dookoła i wnioskuję. Po bokach stoją mężczyźni. Przede mną idzie na pewno więcej niż jedna osoba.
 A z tyłu cały tłum. Więc nie mogę uciekać do tyłu ani na boki. Zostaje przód. Ale jeszcze chwilę poczekam.
   Czuję jak wchodząc w las, igły sosem, świerków i wszystkich innym drzew, kłują mnie swoimi igłami co oznacza, że- podczas przechodzenia blisko drzewa Oni odsuwają się. Czuję delikatne wbicie w skórę na prawej ręce i już wiem,- To ten moment, ruszam więc gwałtownie do przodu biegiem. Chcąc  nie wpaść na ludzi przede mną skręciłam delikatnie na bok. Szuram o drzewa modląc się, aby na  żadne nie wpaść, ae chyba zapeszyłam.- W jedno uderzam prosto czołem i jak najszybciej podnoszę się bez użycia rąk i czując, że jestem na polanie bez żadnych drzew, ani krzaków- z tego co widziałam, kieruję się wciąż na prosto i przebiegając łąkę- znów wpadam na drzewo. Wstaję i biegnę próbując rozwiązać po drodze dłonie, aby zdjąć z oczu tą potworną opaskę- i tak wystarczająco już kręci mi się w głowie.
 -Tak!- Krzyczę w myślach i uwalniam ręce w ucisku sznura, szybko zdejmuję opaskę i z rozmazanym obrazem biegnę o sił w nogach.
   Obracam się i widzę, że wciąż za mną podążają. Rozglądam się za schronieniem, widzę dół pełny jesiennych liści. Obracam  się raz jeszcze i dyskretnie na uboczu próbuję w niego wskoczyć, ale uznaję, że oni mnie przecież cały czas widzą. Zdyszana wchodzę za dość duży pagórek i na sekundę opieram się o niego. Gdy słyszę już okrzyki blisko czuję jak ktoś od tyłu łapie mnie i zatyka usta, Wciąga mnie na drzewo tak szybko, że nawet się nie oriętuję kiedy to zrobił/a. Tłum przebiega, a ja się obracam.
 -To Ty?! Czego mnie ratujesz?!- Patrzę na jasnowłosą, młodą kobietę.
   Spuszcza wzrok i mówi cicho:
 -Przypominasz mi mnie. Też tak uciekałam i błagałam, aby ktoś mnie uratował. Zrozumiałam teraz, że Ty wcale nie chciałaś mi i nie chcesz odebrać mocy. Tak?- Spogląda na mnie.
 -Ja nawet nie wiem, że tak w ogóle się da! Nie mam pojęcia o niczym i chcę normalnie żyć!
 -Rozumiem, ale już dużo dla Ciebie zrobiłam, teraz radź se sama. Ale będziesz musiała kiedyś stąd zejść.- Znika.
 -Co?!- Zchodzę z tego zanim wrócą. Wchodzę na polanę i oczom nie wierzę!
    -Jason?!- Patrzę na niego jak wryta.- Miałeś nie wracać! Idź stąd!- Wskazuję mu palcem drogę powrotną. On tylko zaprzecza głową i dodaje:
 -Odejdę tylko z Tobą.- Wyciąga rękę, choć wiem, że źle zrobię, bo muszę to załatwić, a nie tchórzyć. Biorę go za rękę i  mówię:
 -Wrócę jak coś załatwię. A Ty jedź! Powinieneś być już dawno na lotnisku, więc nie wmawiaj mi głupot, że zostaniesz, bo wiem, że się boisz i Ja pozwalam Ci iść!- Zaprzecza, ale zanim wydusi z siebie słowo krzyczę.- Idź stąd!- Jest zdezoriętowany, ale podejmuje błędną decyzję, zastanawiając się za długo. Już Są.

wtorek, 26 czerwca 2012

29. ! ! !

ROZDZIAŁ 29


    -Dlaczego?! Czemu to zrobiłam, przecież nie chciałam! Nie wiem nawet jak to zrobiłam!- Krzyczałam w myślach, a w

rzeczywistości uderzałam pięścią w ścianę.- Zabiłam człowieka!- Rozdzieram opaskę na oczy i wyżywam się krzykiem i waląc 

teraz z całych sił w drzwi.- Skrzywdziłam tyle ludzi!
   Nie mogę się z tym pogodzić. To straszne i nie umiem opisać tego co dzieje się teraz w mojej głowie.- Wielki chaos.
   Wchodzi mój wujek- zabójca. Automatycznie wstaję i się na niego rzucam, lecz od razu wchodzi jeszcze dwóch mężczyzn i

mnie łapie za ręce, wykrzywiając je do tyłu.
 -Czego chcesz?!
 -Spokojnie! Chce pogadać, bez przemocy.
 -To według Ciebie, trzymanie mnie tu to co to jest?!
 -Chwilowe przetrzymanie.- Wciąż mówi spokojnie i pokazuje, że jest pewny siebie.
 -Chyba więzienie! Takich drani jak Ty to tylko do piekła posłać!- Marszczy brwi.
 -Mniejsza o to. Dlaczego to zrobiłaś?- Parze się na niego dziwnie.
 -Niby co?!- Następuje oświecenie.
 -Nie wiedziałem, że jesteś, aż tak silna, żeby oślepić kilkadziesiąt ludzi naraz oraz jednego zabić.- Spuszczam głowę na

samą myśl o tej sytuacji.
 -A co miałam zrobić? Nie mogliście go mi odebrać.
 -Ale teraz i tak Ci Go zabierzemy skoro tu zostałaś.
 -Może i tak, ale wiem, że nie jestem taka jak wy! Byście zabijali niewinnych ludzi i nie mieli nic na sumieniu, mówiąc,

że dobrze zrobiliście! Tylko spójrz na siebie! Jesteś szczęśliwy z cudzego nieszczęścia!
 -Ty na pewno nie jesteś winna? Zastanów się i powiedz dlaczego tu jesteś?!
 -Nie wiem! Nie miałabym pojęcia o niczym, to wy mi to pokazaliście zmuszając mnie do tego czynu!
Wzrusza ramionami i wychodzi- Zostaje uwolniona tuż przed zatrzaśnięciem drzwi.
 -Tchórz! Nawet nie umiesz się obronić!- Siadam pod ścianą i chowam głowę w kolanach.
   Nie wiem co mam teraz zrobić: czekać czy próbować. Rozmyślam tak ciągnący się czas. Mam ochotę skończyć to sama i

odejść stąd. Zaczynam wspominać najlepsze chwile mojego życia, które mnie przy nim trzymają.
   Z wspomnień wyciąga mnie...
 -Klara?!- Podnoszę się natychmiast z ziemi.
 -Cicho!
 -Co tu robisz?- Patrze z nie dowierzaniem na mojego wroga.
 -Ja... Ja..ym.- Jąka się.- Nie wiem od czego zacząć. Coś co Ci wszystko wytłumaczy to, to, że jestem Córką posłańca.
 -Że kogo?!- Przewraca oczami i zaczyna mi tłumaczyć.- Jeżeli dobrze rozumiem to "Posłańcem" jest przywódzca tej całej

paranoi. Tak?
 -Tak.- Wzdycha.
 -Więc dlatego wszystko wiedziałaś?- Przytakuje.- To czemu do cholery zamiast mi wprost powiedzieć co mam zrobić... To Ty

wolałaś zabierać mi chłopaka, obgadywać z przyjaciółkami i ośmieszać przed klasą?!- Znów kiwa głową.- Więc po co teraz

przyszłaś?!
 -Bo nie chce być taka jak Oni. Jestem inna i nie potrafię Ci tego zrobić.- Spuszcza głowę.
 -Niby czego? I tak zrobiłaś mi wystarczająco dużo!
 -Ale chcą żebym to Ja zrobiła! Chcą, żebym Cię jutro zabiła, żeby udowodnić, że jestem godną następczynią Ojca. Tyle, że

Ja tego nie chcę i nigdy nie chciałam być. Wszystko co robiłam- moje zachowanie i udawany charakter to po prostu rozkaz,

któremu nie mogę się sprzeciwić.
 -I Ty mi dopiero teraz to mówisz? Przecież bym Ci pomogła!
 -Nie mogłam! Poza tym nie mogłabyś nic zrobić!
 -Powiedz mi po co przyszłaś, bo nie chce mi się słuchać Twoich wyjaśnień, ani się kłócić!
 -Chce Ci pomóc.- Patrzy na mnie uważnie.
 -Nie pomożesz mi, nie umiesz i nie wiesz jakie to ryzyko.- Opieram się o ściane z założonymi rękami.
 -Może nie wyciągnę Cię stąd, ale pomogę uratować. Mogę Ci pokazać jak się bronić. Przyjmij moją pomoc! Mi i tak nic nie

zrobisz! Jesteśmy rodziną! Jestem taka jak Ty! Mogę Cię nauczyć.
 -Dobra pokaż.- Nie chce mi się dłużej prowadzić tej rozmowy.
 -Pokazać?!- Zdaje się rozbawiona. -Mogę Ci powiedzieć jak to zrobić, nie próbowałam tego nigdy.
 -To skąd wiesz jak to zrobić?- Patrze zirytowana tym gadaniem.
 -Po prostu wiem. A teraz spróbuję Ci wytłumaczyć na czym to polega, ale musimy się spieszyć, bo jak ktoś wejdzie będzie

problem.- Siadam na twardym materacu i zaczynam uważnie słuchać.- Musisz sobie wyobrazić sobie miejsce, w którym właśnie

jesteś lub ludzi i inne rzeczy. Musisz się skupić i we własnej wyobraźni... hmm, może inaczej.- Musisz wyobrazić to

miejsce i co będzie za chwilę, a potem bieg przyszłości się zmieni na złe. Ale w twoim przypadku na dobre bo uratujesz

siebie. Musisz mieć złe lub smutne uczucia. Rozumiesz?
 -Chyba tak...
 -Powinno się udać. Wytworzysz coś z ogniem co na pewno zatrzyma i zmieni to co ma za chwilę się stać.
 -A dlaczego z ogniem?- Pytam zaciekawiona tym tematem.
 -To Ty chyba nic nie wiesz...- Przytakuję.- Bo to taki twój żywioł, ogień jest w twoim sercu, umyśle i całym ciele.
 -Czyli, że na świecie są żywioły?! Jakieś wróżki z bajek co mają moc- ziemi, wody, powietrza i ognia?!- Zaczynam się

śmiać.
 -Nie! Jest ogień i woda. Ogień zabija, a woda ratuję. Jak dobro i zło, ale Ty zła nie jesteś. A woda chyba już wymarła.

Powietrze to- wiatr, a ziemia?- uśmiecha się.- Nie słyszałam że da się tworzyć rośliny lub ruszać ziemią.
 -A ogniem to się da?
 -Nie do końca. Ty go nie wytwarzasz tylko... eh, nie umiem Ci wytłumaczyć. Ty go tworzysz z Twoich uczuć! To co się tłumi

w środku wychodzi na zewnątrz.
   Ktoś wchodzi. Rzucam się na niego i już leży na ziemi przyciśnięty do podłogi.
 -Klara drzwi!- Zamyka je.- Kto to?
 -To Jack... Uczy mnie wszystkiego.- Patrze na nią dziwnie.
    -Puść mnie!- Woła.
 -Zamknij się!- Przyciskam jego twarz mocniej.- Po co przyszedłeś?!
 -Zabrać, córkę Pana.
 -Skąd wiesz, że tu jest?! Zaraz! Pana? No nie gadaj, że go tak nazywasz!- Nie odzywa się. Puszczam go.- Jak się wygadasz,

że tu była to...- Wychodzi.
 -To ja idę.- Mówi i wychodzi.- Nie martw się, poradzisz sobie...
 -Ale jak zabiję Jego?
 -Nie wiem, to już Twój problem.
   Zasypiam na niewygodnym łóżku.


   Otacza mnie ciemność i nic nie widzę. Idę naprzód z wyciągniętymi rękami z oczekiwaniem na dotknięcie ściany, ale gdy

się oriętuję, że idę już dość długo i może tutaj nic nie ma. Czuję się taka samotna i słaba. W środku mam pustkę i nie

mogę nic powiedzieć. Zastanawiam się czy Ja umarłam, ale ... nie mam nic jako dowód tego, więc zaczynam biec, aż się męczę

i rezygnuję. Chcę upaść na ziemię, ale zamiast zimnej powierzchni jaką czułam pod stopami. Teraz nic nie ma. Zaczynam

spadać w wieczną otchłań i gdy czuję straszliwy ból po niespodziewanym upadku...


   ...Budzę się, a nade mną udawana matka.
 -Czego chcesz?!- Wstaję i odpycham ją.
 -Powiedzieć Ci, że za godzinę przychodzimy i zaczynamy.
 -Śnisz! a to co zrobiłaś?! Nie przegram z bandą wariatów! I przeżyję, bo mam dla kogo! Kiedyś byłabyś Tą, dla której życie

bym oddała... A dziś Sama osobiście Cię zabiję!- Marszczę brwi.
 -Przykro mi, ale... Nic z tych rzeczy, cokolwiek zrobisz... cokolwiek sobie teraz myślisz to się mylisz.
 -Często popełniałam błędy i się mylę lub po prostu kłamię, żeby mieć rację, ale nie DZIŚ! To jest dzień po którym zacznę

normalnie żyć i na pewno się nie poddam w tej chwili! Zapomnij.
 -Myśl co chcesz lecz rzeczywistość jest inna. Ostatnim razem udało Ci się, bo jesteś bezgranicznie zakochana i

nie chciałaś tego stracić, ale... teraz Go tu nie ma i nie będzie, więc nie będziesz miała złych uczuć, ani złości, ani

smutku... NIC.
 -Wy jesteście moją złością i smutkiem!
   Wychodzi, a ja staram się myśleć pozytywnie i wierzyć, że mi się uda. Dla siebie i Jasona.

niedziela, 24 czerwca 2012

28!!! Sory, że krótki.

ROZDZIAŁ 28


   Stał jak wryty. Wyszeptał tylko trzy słowa.
 -Nie wiedziałem. Przepraszam.- Wtedy do pokoju wszedł zakapturzony zakonnik.
 -Macie!- Rzuca nam płaszcze.- Idziemy zanim się zoriętują.
   Nakładamy takie same jak On ma- Czarne "peleryny" i po cichu wychodzimy z tego więzienia. Na początku idziemy przez

zwykły korytarz oświetlony co jakiś czas świecami i dochodzimy do schodów. Oznacza to, że byliśmy w takiej piwnicy, dlatego

nie było okien. Mężczyzna idzie pierwszy, ja druga, a Jason ostatni. Idziemy w ciszy. Mijamy kolejne to drzwi do pokoi i

docieramy do wyjścia.
 -Gdzie nas prowadzisz? Znamy drogę.
 -Miałem was wypuścić i to robię.
 -Miałeś uwolnić i jesteśmy wolni! Jest już noc i niedługo pokaże się słońce, więc z łaski swojej my już pójdziemy.
 -Nie!- Zatrzymuję się i dziwnie na niego patrzę.
 -Niby czemu?
 -Tam jest skrót i będziesz szła połowę drogi mniej.- Wzruszam ramionami i idę za nim.
   Idziemy przez 5 minut i za małym iglastym lasem jest polana.
 -Co to!? Miałeś mnie stąd wyprowadzić!!!- Przede mną stoją ludzie w czarnych strojach, a dwoje z nich związują nam ręce i

prowadzą na środek.
 -Dziewczyne odprowadź! Jeszcze zdąży przyjść tu jutro.- Rzucają Jasona na ziemię i kładą głowę na kawałku drewna. A

raczej tak żeby była tylko szyja wystawiona.
 -Nie!- Rzucam się i szarpię, ale jestem za słaba i ciągną mnie do tyłu. Widzę jak klękają i modlą się do wschodzącego

słońca. Jeden trzyma znikające za drzewami ciało. Ma w ręce ogromny topór i wiem co chce nim zrobić, ale ja nie pozwole.
 -Zostaw mnie Ty zdrajco! Znów czuję ból w sercu, ale tym razem tak wielki, że upadam, podtrzymana na jego rękach.
   Dalej mnie ciągnie jak najdalej. Trace oddech i póki jeszcze mogę się ruszać z całej siły z zaskoczenia wyrywam się i

odwracam do niego i stoję  nim twarzą w twarz.
 -Twoje oczy!!!- Upada i się cofa.
 -Przestań! Nic nie robią i przestańcie się ich czepiać! Są moje i mogą mieć kolor jaki chcą!
Nagle zaczyna krzyczeć, trzyma twarz w dłoniach, a ja nie wiem co się dzieje. Odsłąnia je i sama, aż pisnęłam.
 -Wiedźma!- Krzykną kiedy jego oczodoły się wypalały. Nie widać było płomieni, lecz żar, którego ciepło sama poczułam

stojąc kilka metrów dalej.
 -To nie ja!- Nie wiem co zrobić, coraz ciężej oddycham, a serce bije szybciej. Jęczy z bólu i popiskuje.
 -Ty! Ty jesteś sprawcą wszystkiego co złe na świecie!
 -Nie wybrałam sobie tego, a ty jakbyś mnie nie zdradził byś teraz nie cierpiał! Mogłeś nas puścić!- Czuję coraz większą

nienawiść do tego człowieka. Zaczyna się wydzierać na cały głos i zdziera z klatki piersiowej górną część szaty. Odskakuję

przerażona już na całego. 
   Jego lewa pierś wypala się jak oczy, krew spływa mu z miejsca oczu i teraz z serca. Teraz rozumiem, że to przeze mnie.

Nawet mu nie współczuję. Zasłużył na to, ale to też człowiek, ale jet już za późno, pada i z jego ciała unosi się już

tylko dym. Ksztuszę się z tego smrodu.
   Nie mam czasu i wracam bez planu, aby uratować Tego za którym płakałabym całe życie. Wbiegam na polane i wszyscy mają

zamknięte oczy oprócz istoty z toporem.
 -Nie!!!- Teraz wszystkie oczy patrzą się na mnie.
 -Zabij!- Krzyczą.
   Biegnę i ostrze już opada. Wiem, że nie dobiegnę dlatego padam na kolana i z bólu wydaje przeraźliwy krzyk. Wszyscy

padają z wyjątkiem jednej osoby. Widze tylko nogi, bo wciąż klęcze skulona i wydaję z siebie głos póki mi tchu nie

zabraknie.
 -Nie zranisz rodziny i tych, których kochasz, więc skoro padli mierz się ze mną.- Woła.\
Zabrakło mi powietrza i przestaje. Wstaje i rozglądam się. Dookoła, jakby cmentarzysko bez nagrobków, a z odsłoniętymi

ciałami. Broń jest wbita w jej właściciela, prosto między oczami. Nie zdążyła upaść i Jason żyje, wiem to.
 -A teraz spróbuj go uratować!!!- Wyciągną topór z twarzy tego człowieka.
Biegnę w jego stronę i zablokowuję mu rękę, aby nie ścią go.
 -Jason! Wstań i uciekaj przed siebie.- Krzyczę, a On z założonym workiem na głowie zaczyna biec pomimo potykania się o

leżące szczątki. Odrzucam broń i rzucam się do ucieczki. Widzę Jasona pod drzewem ze zdjętym już workiem- uwolnił się.
   Nagle coś sprawia, że się przewracam, TO RĘKA!!!
 -Puszczaj!- Kopie i nie mogę uwolnić się z uścisku ręki. Jason biegnie do mnie. Wtedy wszyscy się podnoszą, ale mają

zamknięte oczy, z pod zamkniętych powiek wypływa krew.
 -Jason! uciekaj zanim Cię złapią!- Krzyczę na całe gardło.
 -Nie! Tym razem Cię nie zostawię samej!
 -Posłuchaj się choć raz!- Patrze na niego, gdy się zatrzymuje i nie wie co zrobić.- No dalej! IDŹ i nie wracaj!
 -Pójdę, ale wrócę i nie zostawię Cię tutaj!- Ucieka i znika za lasem.
 -Źle zrobiłaś!- Mówi głos za mną i słyszę w nim gniew.
   Po chwili nic nie widzę i bez oporu wracam z nimi. Dręczy mnie tylko jedna myśl "Zabiłam Go". Jak ja mogłam to zrobić,

przecież zawsze nawet przy zwykłym filmie współczuję ludziom, nawet tym złym. Ale dziś to nie byłam Ja. To nie moje serce

zrobiło, ale złość i wszystkie uczucia które mną wtedy miotały.
   chodzę po schodach ostrożnie i wrzucają mnie do pokoju i czekam tam na jutrzejszą śmierć, tak brutalną jak tą, którą ja

popełniłam.

sobota, 23 czerwca 2012

27!!!

27 ROZDZIAŁ


   -R O S E !- Zawołał.- Żyjesz?!- Potrząsał mną. Otworzyłam lekko oczy i mrugnęłam.- Wszystko OK?
 -Chyba tak, ale nie mogę ruszyć nogami i kręci mi się w głowie.- Patrze przejęta na Jasona.- A co Ty tu robisz?!
 -To samo co Ty, tylko, że byłem pierwszy.- Lekko się uśmiecha.-A od kiedy, nie wiem, nie ma tu okna, więc nie wiem nawet

jaka jest pora dnia.
 -Chyba środek dnia. Zabrali mnie w nocy, więc jest dzień, albo i wieczór, zależy jak się przemieszczali.- zastanawiam

się. Próbuję wstać. Pomimo pomocy, nie mogę ustać.
 -Co się dzieje?- Pytam siadając znów drewnianej podłodze.
 -Trucizna nie przestała jeszcze działać.
 -Że co?! Skąd wiesz.- On tylko wzdycha i daje do zrozumienia, że nie chce mu wyjaśniać.- A kiedy przestanie?
 -Zależy kiedy ją dostałaś i w jakiej ilości. Ale jak widzę to musiałaś dostać sporo.
 -A dlaczego?- Pytam zdziwiona, że tyle wie.
 -Jesteś tak blada, że prawie biała i ręce Ci się trzęsą.- Spoglądam na dłonie, które rzeczywiście takie są.- A tak poza

tym wyglądasz, przepraszam, że to powiem...- Strasznie, jakbyś nie spała od tygodnia, nie mówiąc o tych wystających
żebrach.- Patrze na niego. Kiedy widział mój brzuch?- Zerkam również i na tą część ciała. Spostrzegam nie swoją starą

bluzę, ale skórzaną kurtkę.
 -Po co mi ją dawałeś?!- Zaczynam rozsuwać kurtkę. Jednak znów jest zasunięta kiedy spostrzegam, że nie mam pod spodem

swojej bluzki.
 -Właśnie dlatego. Musiałaś się nieźle szarpać żeby aż tak zniszczyć bluzkę, że sama spadała.- Wyskoczył mi rumieniec na

policzkach, bo ten moment dobrze pamiętałam.
   Rozejrzałam się dookoła.- Zwykły mały pokój, drewniane podłogi, białe ściany coś przypominające łóżko i jedna lampa.
 -Chodź.- Pomaga mi wstać i idę praktycznie podpierając się o niego, a nie na własnych nogach. Siadam na twardym materacu

z drewnianymi nogami.
   Drzwi lekko się uchylają i wchodzi mężczyzna-zakonnik.
-O! Proszę, już się obudziła!- Patrze na ten jego uśmiech cwaniaczka i mam ochotę go zabić- Teraz, zaraz i w każdym

momencie.
 -Po co mnie tu ściągnęliście!-Wzdycha ciężko.
 -Przejdźmy do rzeczy. Chcemy, abyś...-nie dokańcza kiedy Jason mu przerywa.
 -Nie! Odpowiedziałem już na to i ja się nie zgadzam!
 -To jej decyzja nie Twoja chłopcze. Więc nie wtrącaj się!- Podnosi głos.
 -Ale chodzi też o mnie, więc NIE!!!
 -Mogę wiedzieć co się tu dzieje!!!- Krzyknęłam, aby przypomnieć, że ja tu też jestem.
 -Więc chodzi o to, że jeżeli się poddasz, weźmiemy Ciebie, a jego zostawimy przy życiu.- Moje oczy stają się duże, a ja z

powagi sytuacji otwieram usta.
 -Jak to przy życiu?! Nie możecie tego zrobić!
 -Dlatego wybór jest Twój. Wrócę za kilka godzin i czekam na odpowiedź.
 -Co?! Nie czekaj.- Zamyka drzwi.- Wiedziałeś?! Czemu mi nie powiedziałeś!
 -Bo nie chciałem! Ja już wybrałem i tak ma zostać!- Wstaje.
 -Czyli moja decyzja i Ja się nie liczę?!- Odwraca się i nie odpowiada.- No, więc rozumiem.
 -Właśnie, że nie! Robię to, bo aż za bardzo się dla mnie liczysz! Jak nikt inny!
 -I dlatego dasz się zabić?! I nie stawisz oporu? Nie będziesz próbował walczyć?!
 -Ja nie mogę, ale Ty możesz! Z tego co wiem... Jesteś silniejsza niż myślisz! Mówili coś o Twoich oczach, że one mogą nas

uwolnić! Więc nic nie zależy ode mnie!
 -Boże! Co wy macie do moich oczu? Ja nie wiem co się tu dzieje, ale nie mam zamiaru tu siedzieć, tak jak to Ty

zamierzasz!
 -Daj spokój! Oboje wiemy jak się to skończy! Albo Ty albo Ja!
 -Ale Ty masz rodzinę! Masz do kogo wracać! Ja nie mam, jestem sama i nikt się teraz o mnie nie martwi, Ciebie szuka

policja! Zrozum! Twoje życie ma sens!- Siadam na podłodze i podsuwam się pod ścianę- Skąd wiesz co będzie! Nikt nie wie,

a ja nie mam zamiaru przegrać z jakimiś psycholami!
 -Ty nic nie wiesz! Rozmawiałem z Klarą i wytłumaczyła mi.
 -Co?! Z kim?! Jak z nią gadałeś?! Przecież...
 -Była tu! A Ty jesteś paranormalna! Możesz zabić ich wszystkich! Możesz zrobić z nimi co chcesz! Nie możesz zranić osoby,

której kochasz ani swojej rodziny, te osoby możesz tylko własnymi rękami uśmiercić! Rób co chcesz! Ja się nie mieszam!
   Nagle ktoś stoi w drzwiach. To ten sam człowiek.
 -Moglibyście być ciszej? Nie jesteście tu sami, poza tym wciąż czekam na decyzję.
 -Podjęta.-Odpowiadamy zgodnie razem.- Ja zostaje znów oboje. Patrzymy na siebie.
 -To moja decyzja i ja zostaje.
 -A może oboje?
 -Nie!!!
 -Ale oboje chcecie, więc chłopak jutro o świcie, a Ty piętnastego o północy. Ustalone! Żegnam.
 -Co żeś zrobił?
 -Ja? To Ty i nie zwalaj na mnie!- Uciszam się i więcej już się nie odzywałam.


   Przez całą noc panowała cisza, aż się obudziłam. Odskoczyłam od Jasona leżącego obok na łóżku i spostrzegłam, że już

normalnie chodzę.
 -Dlaczego mnie dotykałeś?!- Budzi się.- Jestem przecież Twoim zdaniem PARANORMALNA!!!
 -Znów chcesz się kłócić?
 -Znów? Wczorajsza nie została skończona! A Ty powinieneś się teraz martwić, bo zaraz umrzesz! 
 -Przynajmniej słusznie i dla kogoś, za kogoś, ale Ty musiałaś być bohaterką i zabić siebie!
   Wale w ścianę i w tej chwili poczułam jakby serce mnie zabolało. Upadam na kolana i głęboko oddycham.
 -Co się stało.- Wstaje, ale zatrzymuje go ręką.
 -Nie podchodź! Odejdź i zostaw mnie w spokoju!- Odsuwam się na czworaka do kąta i siedzę tam dość długo kiedy odzywa się:
 -Jesteś głodna?
 -Nie.- Odpowiadam ostro.
 -Zaraz powinni coś przynieść, tak jak wczoraj.
 -Mówiłam, że nie jestem głodna!
 -Ale powinnaś.- Odpowiada cicho i siedzi dalej po drugiej stronie małego pokoju.
   Zastanawiam się co będzie jak po niego przyjdą, co zrobi i co ja zrobię. Czasami nie opanowuję emocji. Nie mogę przestać

o tym myśleć. Ten strach zżera mnie od środka, a na zewnątrz nic nie widać. Tylko ja to czuję i chce przerwać tą dziwną

ciszę normalną rozmową, ale nie potrafię, albo znowu zacznie się kłótnia, albo sama nie zdobędę się na odwagę żeby się

odezwać.
   Ktoś wchodzi z talerzem z jakimś świństwem i stawia na podłodze. Jednak nie odejdzie tak po prostu, zamykam szybko

drzwi i zagradzam mu drogę. Czuję jego przerażenie, czuję i widzę. Jason siedzi z tyłu i patrzy na całą sytuację.

Podchodzę do trochę wyższego mężczyzny. Nie wiem co zrobię, ale na pewno nic dobrego dla tego tutaj.
 -Wypuść mnie!
 -Nie krzycz. Wszystko będzie dobrze jak nas stąd wypuścisz.- Mówię powoli.
 -A jak nie to co?- Jego wzrok zdradza jaki jest słaby,
 -Nic przyjemnego.- Szepcze mu do ucha.
 -Ale ja nie mogę! Zabiją mnie za to i nie zrobię tego.
 -Nie chcesz zginąć? To wyprowadź nas stąd i będziesz wolny... Nic Ci nie zrobię.
   Namyśla się i zaprzecza głową, że się nie zgadza. Nie wiem c zrobić, więc powoli wyciągam rękę z nadzieją, że się

przestraszy, ale to co zrobił to mało powiedziane. On padł na kolana i błagał o życie.
 -To nas wyprowadź!
 -Zgoda! Tylko proszę, nic mi nie rób.- Będę przychodził po Twojego przyjaciela i wtedy Wam pomogę.
 -Skąd mogę wiedzieć, że mogę Ci ufać?- Ale widzę go jak drży, więc pozwalam Mu odejść i siadam pod ścianą i patrze na

Jasona, który nie wie co powiedzieć.
 -Co się gapisz?!
 -Nic, ciekawi mnie co zrobisz jak nas zdradzi tamtym i natychmiast zabiją nas dwoje.
 -Nie wiem, ale próbuję!
 -A czy możesz mi wyjaśnić czego jeszcze chcą? Czego nas chcą zabić skoro dałaś im to co chcieli?!
 -Nie mieszaj się!
 -Mam prawo wiedzieć! Jest coś czego nie wiem?!- Patrze na niego bez słowa i zdaję sobie sprawę, że to mnie zdradziło.-

Słucham?! Czego ten facet bał się Ciebie?  O co chodzi z oczami? Dlaczego właśnie Ty, bo ja już nie rozumiem!
   Siedzę cicho i wbijam wzrok w podłogę i siedzę tak niezliczony czas, w końcu zasypiam.
   Budzi mnie Jason.
 -Zaraz idę, Twój przyjaciel się nie pojawia.- Odsuwa się.
 -Boisz się?- Wymksnęło mi się.
 -Trochę...- Mówi cicho.- Przed tym mogłabyś mi powiedzieć i wytłumaczyć?
 -Nie chce o tym mówić.- odpowiadam spokojnie. Patrzy na mnie błagalnie.- NIE! NIE I KONIEC!
 -Czy musisz być taka uparta?!- Przeszywam go wzrokiem.
 -Na prawde chcesz wiedzieć?!- Podnoszę się i staję przed nim i zaczynam wykrzykiwać.
 -Pochodzę z rodu "morderczych serc". Nawet nie wiem kim byli, ale Ci tutaj mieli za zadanie ich zabić i ja miałam być

ostatnia. Mieli podejrzenia, ale potem zrezygnowali! Kiedy ja otworzyłam książkę, co tylko to pokolenie mogło otworzyć!

Uniemożliwiłam dostęp mojemu WUJKOWI! Temu co chce mnie zabić! Nie wiem o co chodzi z oczami, ale wiem, że posiadam wielką

moc w sercu! Na ostatniej kartce książki byłam JA. Byli tam wszyscy moi przodkowie, których zabili i ja miałam wyznaczoną

już datę. To piętnasty października! Czyli za dwa dni. Ty dziś, a ja potem! Wszystko wiedziałam i tego się tak bałam i

boję. Kiedy powiedziałeś, że wyjeżdżasz, zamknęłam się. Sama, matka uciekła i jest jedną z nich! Zaczęłam pić kofeinę i

napoje energetyzujące. Przestałam jeść i sypiać! Załamałam się. Nie odpisywałeś i poszłam Cię szukać z Sarą, ale Ona

przestraszyła się mnie! Moich oczu! Gdy jestem zła i przerażona lub czuję ból w sercu robią się same takie czarne. Nie mam

na nic wpływu! Jestem zdana na łaskę Boga, bo nic nie rozumiem i nie umiem! TO JA JESTEM POKOLENIEM !!! zawsze szukali

mnie i sama ujawniłam się kiedy otworzyłam tę cholerną księgę! Miałabym spokój, bo ja bym była tu sama, a Ty bezpieczny w

mieście nic nie wiedząc! Jestem pokoleniem i Cię kocham! To przez to nic nie zauważyłam! Trzeba było jechać od razu i

zostawić mnie!- Już płaczę i stoję osłupiała przed nim, z myślą, że powiedziałam Mu prawdę.

sobota, 16 czerwca 2012

ROZDZIAŁ 26!!!

ROZDZIAŁ 26!!!


   Jest dość późno. jestem tak zmęczona, że nie wiem ile pociągne małymi drzemkami na lekcjach przez całe dnie... I

jeszcze cały czas pije ten napój, tyle że zostały ostatnie dwie butelki, będę musiała jutro coś kupić, żeby jeszcze

wytrzymać trzy dni.
   Zaczęło mi się strasznie nudzić, nic nie chce mi się robić, więc chodzę w to i z powrotem z nadzieją, że słońce znów

wstanie i minie kolejna męcząca noc i w dodatku samotna. Postanawiam napisać sms'a do Jasona. Piszę to co zwykle

zaczynając rozmowę: "Hej co u Cb?" Zazwyczaj szybko odpisuje z treścią, że wszystko dobrze i jak ja się czuję. Ale dziś

jakoś nie odpisuje. Trochę się martwię, ale może po prostu nie usłyszał dźwięku wiadomości, albo śpi. Wysyłam drugi, ze

znakiem zapytania i wciąż nic. Decyduję się zadzwonić. Po kilku sygnałach włącza się poczta głosowa.
 -Może ma wyciszony telefon.- Uspokajam się, ale niepokój wciąż jest i jakby naciska, żebym coś zrobiła, ale nie mam

pojęcia co.
   Zaczęła mnie boleć głowa. Słyszę jak ktoś w moich myślach mówi, ale nie wiem co, jest szum i przeraźliwy ból. Biorę

tabletkę z nadzieją, że przejdzie, ale nie pomaga. Wzięłam drugą. Wtedy zaatakował mnie tak silny ból, że złapałam się za

skronie i padłam na kolana. I odezwał się głos w mojej głowie mówiący coś w stylu ostrzeżenia, chciał, żebym uciekała, że

coś mi grozi i muszę się schować. Coś jeszcze powiedział, ale było to niewyraźne i niezrozumiale. Potem cisza.
   Wstałam i usiadłam na łóżku przy parapecie. Odsłoniłam roletę i patrzyłam w niebo, zasłonięte chmurami. Coraz pojawiał

się księżyc w kształcie rogalika. Zapowiadało się na niezłą ulewę, a nawet burzę.


   Jest już środek nocy, a ja siedzę i patrzę. Nic więcej czekam, aż promienie słońca wyłonią się zza horyzontu, a gwiazdy

znikną i pojawią się białe chmury na niebieskim niebie, o ile będzie ładna pogoda, bo teraz jest dość typowa jesień. Liście

już leżą na ziemi, jest silny wiatr i częste opady deszczu. Nigdy nie lubiłam tej pory roku, uwielbiam wiosnę i czekam na

nią z zaniecierpliwieniem. Te słońce, rozwijające się liście na drzewach, pierwsze ptaki przylatujące, gdy robi się ciepło

oraz ten zapach wczesnych kwiatów. Kocham to uczucie.
   Nagle zadzwonił telefon.
 -Halo?- Spytałam cicho.
 -Dobry wieczór, przepraszam, że tak późno, ale jestem mamą Jasona. Dzwonię do jego przyjaciół, bo nie wrócił na noc i

strasznie się martwię, wiesz może gdzie jest?- Mówi ze zdenerwowanym głosem.
 -Przykro mi ale nie wiem.- Odpowiadam.-  czy wychodził gdzieś wcześniej? Albo z kim?
 -Jakaś dziewczyna przyszła i wzięła go na spacer. Taka dość wysoka i zgrabna z długimi  włosami.
"Klara". Od razu wiedziałam, że Ona nie odpuści, tylko co mogła zrobić. A skoro nie mam nic do roboty to się dowiem,
 -Jak go zobaczę to od razu do Panią powiadomię. Do widzenia.- Wyłączyłam się, a na samą myśl o Klarze ściskało mnie w

żołądku.
   Ubrałam się w dresy ściągane w nogawkach i zwykłą bluzę z kapturem, całą czarną tak jak i spodnie. Wyszłam i

skierowałam się do domu Sary, której wcześniej wysłałam sms, aby mi pomogła w poszukiwaniach.
 -Co Ci znowu odbiło?!- Oburzona wychodzi z domu.
   Nie odpowiadam i obchodzimy całe miasto łącznie zachodząc do samej podejrzanej.- Klaru. Jednak nie ma jej w domu, niby

zniknęła, tak jak Jason, ale ja nie wierzyłam, że to przypadek.
 -Możemy wracać? Za trzy godziny idziemy do szkoły i nie chce mi się chodzić po mieście. Jason się znajdzie, może u kogoś

nocuje?!
 -Jeśli chcesz to idź ja zostaje i znajdę go.- Odgarniam włosy z twarzy.
 -Powinnaś wracać. Jesteś zmęczona i widać to po Tobie! Nie wiem co zrobić, ale Ty coś powinnaś. Jeżeli wyjazd Jasona

spowoduje, że wrócisz do rzeczywistości, zaczniesz spać i jeść...- To niech sobie odjedzie.
 -Nic nie rozumiesz!- Zwróciłam się w przeciwną stronę i doszłam do parku, gdzie usiadłam na ławce.
 -Poczekaj!- Krzyczała za mną. Jednak ja już nie miałam ochoty tego słuchać.- Proszę Cię! Mama pewnie martwi się w domu!I

tak już nic nie zrobisz!
   Wstałam i z nienawiścią podeszłam do niej.
 -Nikt na mnie nie czeka! N I K T !!!- stałyśmy przy lampie oko w oko.
 -T...tw...w...ooj.... Twoje oczy!- Odsunęła się przerażona i patrzyła na mnie.
   Zasłoniłam się kapturem i odeszłam. Wiedziałam, że są znów czarne.Nie pogłam nic na to poradzić.

   -Nie za późno?- Zapytał ktoś. Odwróciłam się.
 -Nie.- On na mnie spojrzał jak na ducha.
 -Nie patrz na mnie!- Schował twarz w rękawach.- Odejdź Ty szatanie!
 -Co?!- Patrzyłam jak mój wróg chowa się i woła resztę, która zaraz przychodzi.
 -Zasłonić jej oczy! Już!- Oni podchodzą do minie i próbują zchwytać. Jednak jak na nich patrzę to jakby się oparzyli i

odchodzili.
 -Bez oczu nic nie zrobi!
 -Ale co ja mogę zrobić?!- Próbuję się wyrwać z uścisku trzymanych rąk.
 -Załóżcie jakąś opaskę!- Zasłonili mi oczy, ale dalej się wyrywałam.
 -Mieliście mi dać spokój!- Wołałam.
 -Niestety, nam się nie wierzy! A teraz pójdziesz z nami!
 -Co?! Nie!- I znów to ukłucie w szyję, ale nie zasypiam, paraliżuje mnie na długi czas. Nic nie widzę i czuję, że

ciągną mnie po wilgotnej ziemi pola.

środa, 13 czerwca 2012

25!!!

ROZDZIAŁ 25


   Zaraz się ściemni. Każda kolejna noc jest coraz gorsza. Sama w domu to nie był najlepszy pomysł. Jedynym plusem jest
to, że moje straszne oczy zniknęły i wróciły do normy. Nikt ich nie widział co jest dużym atutem dla mnie. Idę do pokoju i

od razu kładę się pod kołdrę. Kręcę się przez długi czas szukając najwygodniejszej pozycji do zaśnięcia, ale nie mogę. Po

za tym jeśli ma mi się przyśnić kolejny koszmar to wolę już nie spać. Przed wczorajszym snem też miałam tak samo złe i

przerażające. Dobrze je pamiętam.
   W pierwszym uciekałam przed człowiekiem z nożem przez całe miasto. W drugim spadłam w przepaść, w jeszcze innym byłam
w rzeźni dla zwierząt. Innych już zapomniałam. I zaczynam naprawdę bać się spać. Dlatego zchodzę do kuchni i robię sobie

dużą, mocną kawę. Siadłam przed telewizor i zostałam przy nim na kilka godzin kiedy znów chce mi się spać. Tym razem biorę

z lodówki napój energetyzujący, który dał mi niezłego kopa. Stały tam jeszcze kilka. Zostawiłam sobię na następną noc oraz

dzień.

   Wreszcie ranek, słońce już jasno świeci. Nic się nie stało, ale ostrożności nigdy za wiele. Wzięłąm szybki prysznic i

naszykowałam się do szkoły. Usiadłam jeszcze na 5 minut na fotel i wyszłam. Spojrzałam na zegarek założony na nadgarstek.
07:20. Jeszcze trochę, więc nie śpieszyłam się i szłam jak na spacerze, który nigdy się nie kończy.
   Doszłam so budynku szkoły i weszłam do niego. W środku tak jak zwykle, nauczyciel ma dyżur na korytarzu, grupa uczniów

w szatni i woźna sprzątająca podłogi. Nie zmieniłam butów i poszłam od razu pod salę historyczną, gdzie już pól klasy

siedziało pod ścianą.
    -Hej!- Sara macha mi ręką, żebym usiadła obok.-Będziesz się uczyła dziś?
 -Po co?
 -Jutro sprawdzian z poprzedniego roku z historii. Nie mów, że zapomniałaś!?
 -Yyyy... No trochę tak. Ale do jutra się nauczę.
 -Żartujesz chyba! To jest cała książka! Każdy temat i definicja. Ale pomogę Ci, przyjdę dziś po południu. ok?
Chwilę się zastanawiam, ale nie mogę odmówić, bo przecież sama nie dam rady. Kiwam głową, że się zgadzam i już dzwoni

dzwonek. Bierzemy plecaki i wchodzimy. Czuję się trochę senna, dlatego też ucięłam sobię kilku minutową drzemkę na każdej

lekcji. Oprócz w-f, ponieważ musiałam grać w koszykówkę.
    -Do zobaczenia, przyjdę gdzieś za dwie godziny.- Oznajmia Sara kiedy ostatnie zajęcia się kończą i rozchodzimy się w

swoje strony.
   Jasona nie było w szkole. Rozumiałam to, przecież musiał się spakować, ale jutro zadzwonię do niego, albo się z Nim

umówię, bo bardzo chcę zobaczyć go przed wyjazdem.
   Po długim spacerze dochodzę do domu. Mam jeszcze trochę czasu, więc zacznę się uczyć bez Niej. Od rana nic nie jadłam i

nie czuję się specjalnie głodna, wypiłam tylko filiżankę kawy i siadłam przed książką w swoim pokoju. Nie miałam

najmniejszej ochoty się uczyć ani siedzieć przy książkach.


   Sara powinna już być 15 minut temu.
 -Może jej coś wypadło i nie mogła, ale by zadzwoniła...- Moje rozmyślenia przerwało stuknięcie w okno jakby ktoś w nie

czymś rzucił. Odsłoniłam trochę roletę i wyjrzałam. Gdy zobaczyłam kto to od razu otworzyłam okno.
 -Czego rzucasz, trzeba było po prostu zapukać!
 -Pukałam chyba z 10 minut.
 -Sorki, nie słyszałam, zaraz Ci otworzę.- Krzyknęłam i zamknęłam okno oraz zasłoniłam roletę.
   Zbiegłam na dół i wpuściłam Sarę do środka zamykając za nią od razu drzwi na klucz.
 -Co tu tak ciemno? Odsłoń te okna.
 -Bo ja lubię siedzieć w ciemności, choć do mojego pokoju.
   Siadamy na łóżku i razem zaczynamy się uczyć, pomimo ciągłego narzekania Sary, że nic nie widzi. Zapaliłam jej w końcu

lampkę i kontynuowałyśmy pytanie się nawzajem z kolejnych tematów.


   -Muszę się zbierać, zaraz 22:00, a nie chcę żeby mama się denerwowała.
 -Ok.- Wstałam i odprowadziłam ją do drzwi.
 -A tak pro po... Gdzie jest Twoja?- Wzruszyłam ramionami i nie odpowiedziałam na pytanie. Przeszły mnie tylko ciarki.
 -Do jutra w szkole.- Pożegnała się.
 -Pa.

   Napiłam się napoju energetyzującego o smaku jakby orenżady i wróciłam do nauki. Strasznie się ciągnęła. Każda minuta

trwała jak dziesięć minut.
   Przerwałam wkuwanie o pierwszej w nocy. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Jakby mnie ktoś potrzebował. Wstałam i poszłam do

łazienki obmyć twarz.
   Napęłniłam dłonie zimną wodą i chlupnęłam nią sobie w twarz. Wytarłam ręcznikiem. Oczy mnie zaczęły boleć. Raziło mnie

najmniejsze światło, więc wszystkie zgasiłam. Przyzwyczaiły się one do ciemności i siadłam przez książkę. Byłam mniej-więcej

w połowie. Na 17 temacie, jeszcze tylko 16. Strasznie chciało mi się spać, ale nie mogłąm teraz zasnąć. Przecież jakby coś

się stało... albo by ktoś przyszedł nawet bym się nie obudziła. Skoro jestem sama w domu muszę go pilnować. Przynajmniej

wydaje mi się tak.
   Godzina minęła, potem kolejna i kolejna. Już prawie kończę, a za pół godziny muszę już wychodzić zaliczyć ten cholerny

test i potem dopiero w końcu odpocząć.
   Spoglądam na zegarek i jest już właściwa pora aby wychodzić, więc tak też robię. Historię mam na czwartej lekcji, więc

zdążę jeszcze wszystko dokładnie powtórzyć. Tym razem nie mogę spacerować. Teraz idę tak szybko, że prawie biegnę.

    -Cześć!- Wita mnie jak codziennie.
 -Siemka.
 -Wyglądasz jakbyś całą noc nie spała. Czyli inaczej strasznie, mogła byś się uczesać, albo pomalować. Masz podkrążone

oczy!- Patrzy na mnie i ciągnie za rękę do toalety damskiej, gdzie robi mi wysokiego kucyka, maluje i dokładnie mi się

przygląda. Uniosła mi bluzkę i spogląda na mój brzuch, a potem dotyka żeber.
 -Albo jestem ślepa albo ty schudłaś!
 -Może trochę.- Przyglądam się sobie.
 -Ty przecież miałaś idealną figurę, po co się odchudzasz, żebra Ci już zaczynają wystawać.
 -Ja się nie odchudzam! Po prostu... tak jakoś samo.- Przypomniałam sobie, że od dwóch dni piję kawę, ten napój i nic

więcej.
 -Chodź, zaraz będzie dzwonek.- Wychodzimy i zaczyna się kolejny nudny dzień.
   Na każdej przerwie powtarzam sobie na test. W końcu nadchodzi godzina, gdzie muszę go napisać.  Siadam w ławce i

dostaję dwie kartki pełne zadań, a raczej połowa to jakieś opisy i sprawdzenie wiadomości z tylko wybranych tematów. Nie

było wszystkiego, ale był trudny.
 -Chyba nie dam rady nawet na tróję!- Myślę.
   Zaraz się kończy, a jedno zadanie całe puste i właśnie te najważniejsze za które jest najwięcej punktów, czyli, aż 12.
   Załamana wychodzę z klasy. Cała noc wkuwania, a się tak wyłożyłam jak największa sierota. Poszłam na dalsze zajęcia i

ciągnęłam dalej dzień tak jak każdy inny, aż w końcu wróciłam do domu, jeszcze nie przebrana ze stroju sportowego na sks z

siatkówki, jedynego sportu, w który umiem grać.

wtorek, 12 czerwca 2012

24 !!!

ROZDZIAŁ 24


    -Trzymaj.- Jason podał mi gorącą herbatę.- Koszmar jakiś miałaś?
 -Najgorszy na świecie, wszystko mnie dręczy i czego się boje.- Głęboko oddycham.
 -A zdradzisz mi szczegóły?- Uśmiecha się pytająco.
 -Byłam w lesie, w palącym się domu, w pomieszczeniu bez wyjścia z wiesz kim...- Kiwa głową, że wie o kogo chodzi.-

Później jeszcze pająki, T Y i wyjątkowo kolczaste róże.
 -Chwileczkę... Ja?- Wzruszam ramionami.
 -W innym sensie- Ty z Klarą.
 -Myślałem, że zrozumiałaś o co chodzi?
 -Tak, tylko tak jakoś to mi zostało i w ogóle.- Unikam jego wzroku.
 -Jest już 7:45. Zaraz zaczynasz lekcje.
 -Zapomniałam. Nie chce mi się iść, zostaje. Ale mam dziś sprawdzian z matmy i muszę poprawić ocenę, więc chyba jednak
muszę.
 -To chodź.- Bierze mnie za rękę i biegniemy do mojego pokoju.- Musisz się chyba ubrać.- Zauważa.
   Przecież mam na sobie jego bluzę i jakieś dresy.
 -Może to?- Wyciąga z mojej szafy krótką spódnicę.
 -Nie, raczej nie. Idę do szkoły, a nie na jakąś imprezę.- Wyrywam spódnicę z ręki i wrzucam spowrotem do szafy.
   Wyciągam normalną bluzkę z krótkim rękawem oraz Jeansowe spodenki.
 -Yhm.- Pokazuję drzwi i, że chcę się przebrać.
   Gdy zostaje sama, szybko się ubieram i podchodzę do lustra. Splatam włosy w warkocza opadającego na prawe ramie.

Podciągam rzęsy tuszem i nakładam błyszczyk na usta. Spoglądam ostatni raz w swoje odbicie czy dobrze wyglądam i wychodzę

z pokoju.
 -Pięknie wyglądasz.- Mierzy mnie wzrokiem od stóp do głowy.
 -Poczekaj oddam Ci bluzę.- Odwracam się, ale Jason łapie mnie za rękę i odwraca.
 -Nie musisz.- Podchodzi bliżej i namiętnie mnie całuje przez kilka minut kiedy nagle go odpycham zdając sobie sprawę, że
już się spóźnię.
   Łapię plecak i szybko biegniemy do szkoły. Spóźniłam się 15min. Jednak nie przejmuję się i zaczynam nudny dzień w

szkole. Gdy zaczyna się przerwa łapię Sarę na korytarzu.
 -Czemu zadzwoniłaś do Jasona?
 -No wiesz... Powiedziałam, że to rozwiążę.
 -I za to Ci dziękuję.- Mocno ją ściskam.
 -No już, możesz mnie puścić! Udusisz mnie!
 -Przepraszam, strasznie się cieszę.
 -Co się stało, że tak się cieszysz, on nie wyjeżdża czy co?
 -Wyjeżdża.- Przypominam sobie.- Ale miałaś rację, potrzebowałam z nim porozmawiać i przy okazji oglądać filmy do prawie

rana i zasnąć w jego na jego kolanach.- Wracam myślami do tamtej chwili kiedy Sara pstryka mi przed oczami.
 -Halo! Wróć na ziemię i idziemy na w-f.- Przytakuję i idziemy na sale gimnastyczną.
   Wraz nie mogę się skupić. Ostatniej nocy tyle się wydarzyło, a zwłaszcza, że mama mnie zostawiła. Chyba, że koleś ze

snu miał rację i nią nie była. Rozmyślałam całą lekcję. Pomimo kilkokrotnej interwencji koleżanek wciąż byłam gdzie

indziej.
   Przeze mnie nie wygrałyśmy meczu w siatkówkę z klasą A, ale trudno się mówi.
   Podczas obiadu siadam obok dziewczyn z klasy i gadamy o sprawdzianie z matematyki, który poszedł mi dobrze. Spoglądam w

stronę Jasona i zauważam, że patrzył na mnie, ponieważ szybko się odwrócił. Robię to kilka razy śmiejąc się przy tym sama
do siebie.
 -Przestań!- Skarciła mnie Gemma.
 -Jak ja nie mogę.- Staram się powstrzymać i się już nie odwracać.
   W końcu nasze oczy się spotykają i posyłam mu ciepły uśmiech, nie śmiejąc się już jak idiotka.
   Lekcje się kończą i wracam do domu ze słuchawkami uszach z muzyką na cały głos. Trochę tańczę po drodze nie zwracając

uwagi na dziwnie patrzących na mnie przechodniów. Wchodzę do domu i znów mam uczucie samotności. Nie lubię być sama w

domu. Nie mam z kim pogadać. Zamawiam sobie kebaba do domu i zaczynam szperać w pokoju mamy.
   Znajduję kilka listów i książkę schowaną w ubraniach w szafie. Czytam pierwszy:

                                                                                                                     19.10.2012r.
                         
                      
                      "Witaj, wkrótce przyjdę i Cię zabiorę. Rose mam nadzieję, że
                       dotarła do domu, bo mam z nią do pogadania. Otworzyła księgę.
                       Miałaś pilnować by tego nie zrobiła!!! Potrzebuję ją otworzyć,
                       ale już nigdy tego nie zrobię, a moja moc osłabnie, gdyż prawie
                       cała przeszła na moją bratanicę. Musisz być ostrożna i nic jej
                       nie mówić. Bądź gotowa, abyś w każdej chwili mogła do nas dołączyć.
                       Dobrze jakbyś była ze swoją "córeczką". Oszczędziło by nam to
                       problemu z szukaniem jej. Trzeba będzie też niezauważalnie zwinąć
                       jej przyjaciela, ponieważ prawdopodobnie wszystko mu powiedziała,
                       a wiesz, że nie możemy mieć świadków. Trzymaj się obietnicy, a
                       znów będziesz jedną z nas. Potrzebujemy tylko Jej i zadanie na
                       zawsze będzie wykonane i nikt już nam nie przeszkodzi. Pamiętaj!"


   Czyli mój koszmar stał się prawdą. Jason jest w niebezpieczeństwie tak samo jak ja. Tyle, że on musi wyjechać i, gdy
to zrobi będzie bezpieczny w przeciwieństwie do mnie... Biorę telefon do ręki i dzwonię:
 -halo?
 -Cześć to ja. Mam do ciebie małą prośbę.
 -no?
 -Błagam Cię, bądź ostrożny. Nie chódź wieczorem i bądź w towarzystwie do wyjazdu.
 -A co się stało?
 -Nic tylko, że proszę zrób tak, albo nawet wyleć dzień wcześniej, schowaj się i nie wychodź, tak będzie lepiej dla

Ciebie.
 -Ale o co chodzi, chcesz, żebym wcześniej wyleciał czy co?
 -Nie! To ważne, naprawdę, jeśli zauważysz coś dziwnego, albo jakby coś się stało to od razu dzwoń do mnie.
 -Dobra, a Ty?
 -Dam sobie radę.- Rozłączam się.
   Zamykam drzwi i zasłaniam wszystkie okna. Będę tu siedziała i nie wychodziła. Woda jest jedzenia trochę, ale mogę zamawiać, bo na lodówcę leży portfel.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

23!!!

ROZDZIAŁ 23


   Rozglądam się wokół. Jestem sama, a dookoła tylko las. Straszny upał. Coś szeleści w krzakach, nie wiem dlaczego, ale
staram się uciec. Co mnie goni i gdzie ja jestem?!
 -Chwila, to jest..- Urywam, gdy widzę straszny budynek.
Pali się i dochodzą mnie tylko krzyki ludzi. Głowa mi pęka od pisków i wrzasków, chcę uciec. Jednak coś mnie tam ciągnie
jakbym miała coś zobaczyć. Biorę głęboki oddech i idę.
   Ogień się rozprzestrzenia. Wchodzę w wielką chmurę dymu i udaje mi się dotknąć drzwi, których płomienie jeszcze nie
dosięgnęły. Próbuję wyostrzyć wzrok, aby coś zobaczyć poza dymem i ogniem, który jest wszędzie. Podążam za kobiecym
krzykiem. Potykam się i już jestem w innym miejscu. Cała spocona i osmolona.
   To jakiś korytarz. Ma białe ściany, sufit i podłogę. Idę przed siebie i dostrzegam drzwi. Biegnę do nich i otwieram je.
A tam pusty, biały pokój. Stoi w nim jedna osoba. Nie wiem kto to, ale po czarnym ubraniu domyślam się.
 -Otworzyłaś ją.- Mówi spokojnie.
 -Co otworzyłam?- W pierwszej chwili nie wiem o co chodzi, ale już po chwili się domyślam.
 -Otworzyłaś?!- Podnosi głos. Wciąż stoi odwrócony tyłem.
 -Nie, wiem o co chodzi.- Udaje.
 -Myślę, że wiesz, otworzyłaś ją tym samym pozbawiając możliwości otwarcia ją mnie!- Odwraca się.
   Wytatuowany mężczyzna przeszywa mnie wzrokiem i podchodzi. Już mam odwrócić się i wybiec z pokoju, ale... Drzwi

zniknęły.
 -O co tu chodzi? Gdzie jestem?!- Pytam nie wiedząc co zrobić. Cofam się, więc o krok. Potem o kolejny i jeszcze jeden.
W końcu dotykam ściany i opieram się o nią.
 -O nic. Otworzyłaś to pożałujesz.
 -A kim T Y jesteś żeby móc ją otworzyć?!- Jest już tak blisko, że nie mogę się ruszyć.
 -Bratem twojego ojca.- Znieruchomiałam, mój ojciec nie miał rodzeństwa
 -Owszem miał.- Odpowiada na pytanie zadane wyłącznie w moich myślach.- I przez jego wielką córeczkę pozostałą z trojga
rodzeństwa.
 -Co? JA nie miałam rodzeństwa.- Oburzam się.
 -Miałaś. Starszego o dwa lata Jacka i nienarodzonego Harry'ego.
 -Nie wierzę Ci, wiedziałbym o tym. Mama na pewno by mi powiedziała.- Przypomina mi się scena jej odejścia.
 -Oh, tak. Jeszcze jedno, ta kobieta to nie twoja mama, tylko moja pomocnica.
 -Niby skąd to wszystko wiesz! Jesteś kłamcą i uwierz, że nigdy Ci nie daruje tego co zrobiłeś z moim życiem!- Zaczynam
krzyczeć na cały głos.
 -Wiem, bo sam ją całą zabiłem! Ojciec Cię uratował i schował! Pechem trafiłaś na nie odpowiednią opiekunkę. Gdy

dowiedzieliśmy się, że to Ty, po prostu oddała Cię nam, bez żadnego oporu, tylko jej przeszkadzałaś i już prawie się

ciebie pozbyła, gdyby nie twoje odważne serce, które kazało Ci skoczyć!- Wróciłaś i dalej była twoją mamusią, tak abyś
nic nie podejrzewała. Wszystko było zaplanowane, a Ty byłaś i jesteś w środku tej pułapki!
   Zaczęłam płakać i starałam się wierzyć, że to kłamstwo. Jednak bolesna prawda była silniejsza i musiałam się pogodzić.
 -Nie załamuj się... Już niedługo wszystko się skończy i będziesz miała spokój.
 -Chce stąd odejść, wypuść mnie z tego pomieszczenia i daj żyć!
 -Puszczę.- Wskazuje drzwi, które znów się pojawiły i zanim rzucam się do ucieczki, szepcze- Ale tego drugiego Ci nie dam.
   Znów palący się dom i te okropne wrzaski i piski. Zakrywam uszy rękoma. To nic nie daje, staram się dojść do wyjścia.
Po dłuższym kręceniu się po omacku wychodzę na zewnątrz, tam też płomienie. Biegnę wprost na nie i przeskakuję jedną z

pomarańczowo-żółtych fal.
     -Aaa, ohyda.- Przede mną mnóstwo pająków. Panicznie się ich boje. Ale nie mam wyboru muszę przejść. Znów pędem

ruszam przed "trawę pająków". Czuję je na sobie. Po drugiej s;tronie dostrzegam Jasona.
 -Jas...- Urywam gdy widzę, że podchodzi Klara i całuje go. Zatrzymuję się obsiadła przez pająki. Padam na kolana i patrzę

w niebo tym razem ciemne. Bez księżyca, i z kilkoma gwiazdami zaledwie tylko migającymi.
   Z ziemi wyrasta kolczasty krzak, który rani moje gołe stopy. Wznosi się i jest już wyrzszy niż ja. Obok następne.
Z nich rozwijają się purpurowe róże. 
 -To koniec.- Biorę jeden kwiat i kieruję się na przód. Całe ciało pokryte ranami od kolców. Znów coś słyszę za sobą.
Uciekam, a to mnie goni. Padam na twarz i skulona krzyczę o pomoc.


    Budzę się z wrzaskiem cała mokra.
 -Wszystko dobrze.- Pyta siedzący obok Jason i gładzący mój policzek.
   Jestem cała roztrzęsiona i jeszcze czuję ból ciała i lejącą się z niego krew. Spoglądam w jego oczy i wiem, że widzi strach w moich. Wypuszczam jego dłoń  uścisku i staram się uspokoić i uświadomić sobie, że to tylko był sen i wcale nie
był prawdą.

22 !!!

ROZDZIAŁ 22


   -Co tu robisz?!- Nie wiedziałam co mam zrobić, jak On tu się znalazł? Stanęłam natychmiast na równe nogi.
 -Sara dzwoniła i...- Załamał głos w pół zdania.
 -Chciałam, żeby to Ona przyjechała. Co Ci powiedziała.- Ściszyłam głos.
 -Że się boisz... Że potrzebujesz pomocy...- Patrzył na mnie, a mi wyskoczyły rumieńce, że o tym wiedział.
   Patrzył na mnie przez ciągnącą się chwilę. Ciepło mi się robiło kiedy Jego oczy były skierowane na mnie. Chciałam się
do niego przytulić i powiedzieć, że to ja jestem tą, na którą polują. Jednak postanowiłam być silna i się nie złamać.
Przerwałam panującą ciszę:
 -Nie chce, żebyś mi pomógł skoro to Ty mnie zostawiasz!- Krzyknęłam.
 -Ja wcale nie chce, ja muszę, nie mam wyboru!
Szlochnęłam i uniosłam wzrok do góry.
 -A o czym mówiłaś, przecież byłaś przerażona itd...- Spojrzał z troską, a ja stałam jak słóp soli.
 -Skoro wyjeżdżasz to po co mam Cię wtajemniczać?!- Zirytował mnie tą rozmową, chciałam by już poszedł.
 -Chce wiedzieć! Po prostu mam prawo!
 -A co Ty takiego zrobiłeś?! -Nachyliłam się, aby go lepiej słyszeć.
 -Uratowałem Ci życie!- Odpowiedział,
 -A ja Twoje, jesteśmy kwita!
 -Ja dwa r...- Przerwał kiedy spojrzał na okno, w którym stała moja mama, a za nią jakiś facet.
   Serce mi zamarło, że coś się jej może stać. Nie mogłam uciec i ją zostawić. Ruszyłam do drzwi, potem przez

schody,ale...- Ich już nie ma. Podbiegam do otwartego okna, przez które wiała, biała firanka.
 -MAMO!- Krzyczę kiedy widzę, że nie jest zmuszana do odejścia, trzyma tamtego za rękę i biegną do samochodu.
   Wybiegam znów na dwór, ale jest za późno, jest za kierownicą i odjeżdżają nie mało mnie potrącając po drodze. Łzy mi
się cisnęły, słyszałam już tylko uderzający deszcz o wszystko dookoła. Upadłam na ziemię i miałam ochotę zapaść się i

nigdy tu nie wrócić.
 -O co tu chodzi?!- Mówi stojący za mną Jason.
 -Nie wiem, zostawiła mnie.- Wzięłam twarz w ręce.
Podszedł do mnie i wziął za rękę.
 -Chodź do środka, jest zimno... A ona wróci.
 -Wcale nie wróci!- Krzyczę jak pobudzona.- Ostatnio się z nią pokłóciłam i nie chiała zgody. Czekała na ten moment, na pewno! Chciała odejść to poszła i już nie przyjdzie!- Chowam twrz w ramionach, które mnie objęły. Gdy się oriętuję co się dzieje, natychmiast odpycham się. Ale znów mnie obejmują, próbuję się wyrwać, ale Jason mnie trzyma.
 -Puść mnie! Rozumiesz? zostaw!- Szarpię się choć wiem, że nie mam szans. Ustępuje i daje się przenieść do pokoju.
   Po kilku minutach uspokoiłam się i pogodziłam z tym co się właśnie stało.
 -Odpowiesz mi?
 -Na co? -Pytam.
 -Na pytanie "Czego się boisz".- Nie wiem co mu mam powiedzieć, więc tylko wzruszam ramionami i kręcę głową.
 -Skoro nie chcesz nie będę Cię zmuszał.- Wzdycha. I wstaje.
 -Idziesz?- Odczuwam już samotność, którą zostanę za chwilę otoczona.
 -Powinienem, nie chcesz przecież, ze mną gadać.- Odwraca wzrok i zatrzymuje się w drzwiach kiedy zaczynam:
 -Ale chce, żebyś był obok, chcę, żebyś nie zostawiał mnie chociaż dziś.- Patrzy na mnie i siada na łóżku.
 -Na pewno? Bo jak masz mnie zaraz wyganiać to nie opłaca mi się.- Uśmiecha się tak szeroko jak ja.
    Kiwnęłam głową, że tak nie zrobię i podłożyłam pod głowę poduszkę.
 -Chcesz coś do picia?
 -Nie dzięki.- Odgarnia grzywkę i się do mnie przysuwa.
 -Ile leżysz zanim zaśniesz?- Uśmiecha się lekko.
 -Czasem godzinę, ale teraz sama nie wiem, bo choć nie chce spać, to powinnam, bo zasnę na lekcjach.
 -No to się nasiedzę. :)
 -Chyba, że chcesz pooglądać TV. Mam dużo filmów.- :)
   Przytakuje i razem zchodzimy na dół, do salonu.
 -Wybierz jakiś film.- Wskazuję półkę z płytami.- Ja zaraz wrócę.
Szybko mknę po schodach i zabieram z pokoju duży,fioletowy koc. Zanim dołączam do Jasona, zachodzę do kuchni i wstawiam
popcorn w mikrofalówce. Zabieram po drodze cole i dwie szklanki.
 -Wybrałeś już?
 -Nie jestem pewny. Wolisz horror czy komedię? Albo jeszcze dramat.
 -Hmm... Może.. komedię, poprawi mi humor.
   Biorę wybrany przez nas film i włączam. Siadamy obok, pod kocem i zaczynamy oglądać. Spojrzałam na okno i się

zapatrzyłam.
 -Boże!- Drgnęłam kiedy z moich przemyśleń wyrwał mnie dźwięk gotowego popcornu.
 -Wszystko ok?
 -Tak.- Odetchnęłam.
   Szybko wracam do filmu z pełną miską, którą kładę na kolana.  Jason obejmuje mnie ramieniem. Oboje się śmiejemy ze
łzami w oczach, zajadając się przygotowaną kukurydzą oraz popijając coca cole.
    -Oglądamy jeszcze jeden czy chcesz spać?- Pyta kiedy film się skończył.
 -Nie chce mi się, weźmy jeszcze jakiś horror, bo jestem tak rozbawiona, że nie mogę przestać się śmiać.
 -No i dobrze, wolę Cię taką niż ponuraka. Ale dobra, wezmę jakiś.- Włącza kolejny.
 -Zaraz będzie widno.- Oświadczam.
   Znów siadamy na kanapę i oglądamy tym razem nic zabawnego. Powoli oczy mi się kleją. Kładę głowę na kolanach Jasona i
w końcu zasypiam.




Dzięki, że wchodzicie i w ogóle chcecie to czytać! Mam nadzieję, że się podoba. Komentujcie!!! :D

wtorek, 5 czerwca 2012

21!!!

ROZDZIŁ 21


   Pod wieczór około godziny 20:00 Przyszła do mnie Sara.
 -Hej.- Powiedziała zaglądając nieśmiale zza drzwi.
 -Cześć, wejdź.
 -Czemu taka smutna? Jeszcze w szkole nie mogłam Cię uciszyć na lekcjach.- Uśmiechnęła się.
 -Jason się wyprowadza.- Moje oczy znów się zaszkliły.
 -CO?! Żartujesz?! Prawda?- Nachyliła się do mnie.
 -Nie.- Walnęłam się poduszką i opadłam ciężko na łóżko. Sara podeszła do mnie i próbowała mnie pocieszyć, że wszystko
się ułoży, a ja zapomnę.
 -Ja chcę pamiętać!- Krzyknęłam.
 -Nic nie poradzisz, wiem, że Ci się podoba itd..., ale...
 -On wcale mi się nie podoba! Po prostu przez chwilę mnie zauroczył, ale to minęło!
 -To czego siedzisz teraz zdołowana przez pół dnia?
 -Bo tak lubię, poza tym nie jestem zdołowana!- Byłam już zdenerwowana wciskania mi prawdy do której nie chciałam się

przyznać.
 -Ale spójrz na siebie! Znam Cię na tyle, że wiem...
 -Nic nie wiesz!- Podeszłam do ściany i zaczęłam uderzać w nią czołem.
 -Co Ty wyrabiasz?! Mówię serio, ogarnij się! Jutro widzimy się w szkole i masz już normalnie się zachowywać.- Posłała mi
ciepły uśmiech, a ja go odwzajemniłam dając znak, że się zgadzam. Wyszła i pod parasolką odeszła.
   Może zadzwonię do Jasona i powiem mu całą prawdę dlaczego chcę żeby jeszcze został? Może tak będzie lepiej, a może się
wścieknie, że okłamałam? Nie wiem co już myśleć. Poproszę go jutro o spotkanie i wszystko mu powiem. To najlepsze
rozwiązanie, bo i tak kiedyś będzie musiał się dowiedzieć.
   Usiadłam przy komputerze i zaczęłam szukać coś na temat "morderczych serc". Ale to na nic, nie ma ani słowa o tym czego
szukam. Straciłam chęć do życia, znów miałam ochotę cofnąć czas i  nie wypowiedzieć słów: "Chcę żyć"!
   Poszłam wziąć kąpiel. Podeszłam do lusterka, żeby zrobić koka, który się nie zamoczy. Gdy spojrzałam na siebie.- Nie no!
Co to do cholery?!- Przybliżyłam twarz do lustra, a potem zamrugałam dwa razy, cały świat jakby wyblakł, a moje oczy- One
były- Czarne! Moje niebieskie oczy, są teraz czarne jak najprawdziwszy węgiel, wyglądam jak jakiś potwór. (Tęczówka ma
kolor źrenicy) Mam jakby wielką, czarną plamę w oku na białym tle. Jak to możliwe?! Boże, co się stało?! Przemyłam je
kroplami do oczu, ale nic. To jest normalnie straszne i przerażające jak na siebie patrze. Wzięłam szybki prysznic i
pobiegłam do pokoju. Co ja jutro zrobię, nie mogę nie pójść do szkoły. Zaraz zwariuję. Chodziłam po pokoju w kółko.
 Może jutro przejdzie mi. Pójdę spać. Położyłam się, ale zasnęłam dopiero za godzinę.

   Obudziło mnie silne światło księżyca, świecił dziś wyjątkowo mocno. Podniosłam się i już kiedy chciałam zasłonić
roletę powstrzymałam się. Był taki piękny, jutro będzie chyba pełnia. Siedziałam tak kilka minut wpatrując się w niego.
Zoriętowałam się, że rozbudziłam się i chyba nie dam rady zasnąć, za bardzo się rozbudziłam. Wstałam z łóżka, założyłam
kapcie, bluzę Jasona, której zawsze zapominał brać.
   Wyszłam po cichu z domu i usiadłam na ławce, patrząc na księżyc. Pewnie to nie najlepsza chwila, ale zadzwonię. Wybrałam
numer i zadzwoniłam. Nikt, nie odebrał. Spróbowałam jeszcze raz i nic.
 -Dobra, do trzech razy sztuka.- Powiedziałam i ostatni raz przyłożyłam telefon do ucha.
Kilka sygnałów i...
 -Halo? -Mówił zaspany głos.
 -Cześć to ja...- Spanikowałam, po co ja dzwoniłam?- Zostawiłeś bluzę...
 -Zapomniałem... Po to dzwonisz w środku nocy?- Wyłączyłam się.
   To był straszny pomysł, na gorszy nie mogłam wpaść- Szukać wsparcia u osoby, przez którą tego potrzebuje! Jedyna osoba
to Sara, a ja wiem, jak lubi długo spać, jednak i do niej spróbuję. Ona odebrała już za pierwszym razem.
 -Co?!- Pyta również zaspana i chyba zła, że dzwonię o drugiej w nocy.
 -Potrzebuje pomocy.- Mówię cicho, pociągając nosem.
 -Czego mówisz to mi? Powiedz to jemu, potrzebujesz jego.- Mówi już pobudzona.
 -Nie mogę mu powiedzieć, jak mi powiedział wyszedł obojętnie, skąd mogę wiedzieć, że się nie ucieszył jak odjechał? Może
chciał wyjechać, miał dość moich problemów?- Broda mi drżała.
 -Co ty wygadujesz? Wiedziałam, że go strasznie lubisz, ale chyba przesadzasz!- Mówi spokojnie.
 -Ale ja się boje! Proszę zrozum, że ja się boje!
 -Boże! Czego?- Pyta z wyrzutem.
 -Przyjedź do mnie prosze.
 -A nie możesz pozwieżać mi się jutro?- Pyta.
 -Nie, muszę teraz.
 -Nie nawidzę Cię, ale za to Cię też lubię, dziś przesadziłaś...
 -Czyli przyjdziesz?- Mam w głosie nadzieje.
 -Załatwie to.- Rozłączyła się.
   Co znaczyło, że załatwi to? Chyba przyjdzie. Deszcz, który teraz zaczą kropić pogłębiał mojego doła. Naciągnęłam na
głowę kaptur i zakryłam się, w nim jak najbardziej. Padał coraz bardziej, a bluza przemokła, nawet włosy miałam już mokre.
Cierpliwie czekałam, aż przyjedzie osoba, której wiem, że moge zaufać i wszystko powiedzieć.
   Wyjęłam twarz z kolan i spojrzałam na kule jaśniejącą, białymi promieniami. Starałam się spokojnie czekać, ale to
strasznie długo trwało. Miałam ochotę wstać i pójść do domu. Ale co dziwne nie było mi zimno, czułam normalną temperaturę.
Spróbowałam położyć się na ławce. Tylko rozbolały mnie plecy od twardego drewna. Podniosłam się i opadłam kawałek dalej
na mokrej ziemi i miękkiej trawie. Na moją twarz padały krople, polubiłam deszcz... Odrzuciłam kapcie i na boso, w

krótkich spodenkach leżałam. Chciałam zostać tu dopóki księżyc świeci, a wiatr jest silny, że drzewa się kołysajął to w
jedną, to w drugą stronę. Już powoli nabierające koloru jesienne liście, po kolei zostały zrywane przez mocny podmuch
powietrza.
   Zaczęłam marzyć, że jestem sobą, nie boję się, mama mnie znów pokocha. Moje rozmyślenia przerwało chwilowe zatrzymanie
deszczu. Nie dotykał mojej twarzy, bo ktoś nad nią wstał, miałam nadzieję, że to Sara, ale to...
 -JASON?!

20!!!

ROZDZIAŁ 20


   Drgnęłam, kiedy poczułam oddech na twarzy. Rozpoznałam boskie perfumy Jasona. Siedział przy mnie już długi czas. Śniłam,
że znów jestem pod jabłonią i śmieje się jak skacze ze mną na barana. Chciałam wrócić do tamtej chwili, żeby wszystko
było dobrze,a ja jestem taka pełna energii i szczęścia w sobie. Odważyłam się otworzyć oczy, ale, gdy tylko powieki lekko
się uniosły- Jason był tak blisko, że serce znów szalało i nie mało wyskoczyło z piersi. Nie minęła sekunda, a jego usta
dotknęły moich, dałam się ponieść emocjom i poddałam cołującemu mnie Jasonowi. Objęłam jego głowę wplatając palce we
wspaniałe włosy i już po chwili patrzyłam mu w oczy. Policzki mi się zarumieniły, a oczy z radości zaszkliły. Przytuliłam
się do Niego siadając przy tym na łóżku. Byłam w jego ramionach dłuższy czas, niestety weszła Sara.
 -Oj. Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale... - Zwróciła się do mnie.- Twoja mama parkuje już samochód na podwórku.
 -Co? Weź wasze buty z przedpokoju i wracaj tak żeby nie zauważyła, że jest ktoś w domu.- Zbiegła na dół.
   Korzystając z wolnej chwili chciałam zwrócić się do Jasona. Lecz był pierwszy:
 -Przepraszam, że Cię zostawiłem. -Wyszeptał, kładąc przy tym swoją dłoń na moją.
 -Gdyby nie moja głupota to nic by się nie stało.- Spuściłam głowę.
 -To nie Twoj wina, chciałaś po prostu mieć święty spokój.- Odsłonił moją twarz, unosząc podbrudek.
 -I ja wcale wtedy nie myślałam, że Jesteś dla mnie nie ważny tylko byłam strasznie wkurzona tym co się stało.
Sara wbiegła do pokoju i przekręciła klucz w zamku od drzwi.
 -Masz.- Powiedziała podając mi talerz z trzema kanapkami i szklankę soku oraz butelkę wody.- Na pewno jesteś głodna.
 -Nawet nie wiesz jak!- Wzięłam talerz i zaczęłam jeść.
 -Dlaczego się ukrywamy przed Twoją mamą.- Wyszeptała kiedy usłyszeliśmy, że weszła do domu.
 -Bo się z nią pokłóciłam, chyba nawet nie wie, że znikłam na wczorajszą twoją imprezę.- Zaśmiałam się lekko.
   Zastanawiało mnie jak Jason wytłumaczył Sarze co zaszło. Miałam nadzieję, że coś wymyślił.
 -Rose?! Chodź tu.- Zabrzmiał ostry głos mamy.- Nie miałam ochoty zchodzić, ale lepsze to niż, żeby to ona weszła na górę.
Otworzyłam drzwi i zbiegłam po schodach.
 -Zjedz coś.- Wskazała na lodówkę.
Pomimo kanapek nadal bym wchłonęła całą lodówkę. Odgrzałam wczorajsze spagetti w mikrofalówce i siadłam prze stole. Panowała
cisza. Jak mogła się tak obrazić?
   Szybko pozmywałam i poszłam do pokoju. Podczas, gdy mama krzątała się po kuchni, Sara i Jason zeszli na podwórko po linie
tak jak, to ja zrobiłam wcześniej. Wciągnęłam długi sznur i go schowałam na wszelki wypadek jakby jeszcze kiedyś mi był
potrzebny.


Ok. Dwa tygodnie później...


   Po szkole wróciłam do domu, gdzie ciągle panowała ostra atmosfera. Próbowałam przeprosić i pogodzić się, już wile razy.
Nie wiem co się stało tak wielkiego, ale to tak jakby Ona czekała na kłótnie, żeby miała wymówkę dlaczego jest taka jaka
jest teraz. Bałam się o nią i chciałam, aby wszystko wróciło między nami tak jak było jeszcze niedawno.
   Poza tym nic się nie stało, mam znów spokój od tych dziwnych ludzi. Sara jest nadal moją najlepszą przyjaciółką, a
między mną, a Jasonem jest ok. Siadłam odrobiłam lekcje, wzięłam prysznic i zadzwoniłam.
 -Hej Sara, co u Ciebie?- Zaczęłam rozmowę i tak gadałyśmy ze 20 min, kiedy przerwał dzwonek do drzwi. Mama była w
łazięce, więc ja pobiegłam otworzyć.
 -Hej.- Powiedział Jason.
 -Cześć, stało się coś?- Zapytałam patrząc na jego wyraz twarzy.
 -Nie tylko...- Zawahał się.- Możemy pogadać?
 -Jasne, wejdź, wpuściłam Go i weszliśmy do mojego pokoju.
    -O czym chciałeś pogadać?- Zapytałam.
 -Bo widzisz... Ja się przeprowadzam.- Serce mi stanęło na chwilę.
 -Jak to??? Nie możesz, przecież...
 -Wiem, ale muszę, mój ojciec dostał świetną pracę na drugim końcu kraju i musimy tam zamieszkać...
Ogarnął mnie smutek i rozczarowanie z powodu wyjazdu, ale byłam silna i nie miałam zamiaru rozpaczać choć miałam teraz na
to ochotę. Co ja teraz zrobię, chciałam żeby był ze mną piętnastego. Bałam się tego dnia, to już za kilka dni. Jest już
Dziesiąty października.
 -A kiedy wyjeżdżasz?- Powiedziałam smutno.
 -Piętnastego wieczorem mamy samolot.- Na samą liczbę 15 miałam ochotę sama się zabić.
 -A nie możesz przełożyć o dzień później?
 -Nie... A dlaczego?- Spojrzał na mnie.
 -A nic... nic takiego.- zerknęłam na niego i zwróciłam wzrok na okna za którym zaczynało się chmurzyć.
 -Muszę lecieć, zaraz się rozpada...- Nie skończył kiedy na szybę zaczęły spadać pierwsze krople. Pierwsza spadła, kiedy
spłynęła moja łza. Wytarłam ją za nim zdążył spostrzec.
 -Jeśli chcesz, możesz zostać dopóki nie przestanie.- Usiadłam na i objęłam kolana.
 -Zadzwonię, żeby po mnie przyjechali.- Wyciągnął komórkę i zaczął rozmawiać. Ja rozłożyłam się na łóżku i czekałam, aż
skończy.
   Po minucie schował telefon spowrotem do kieszeni i usiadł na krześle przy biurku.
 -Zaraz przyjadą.
 -Spoko.- Na tym skończyła się rozmowa i zapadła dość nie zręczna cisza.

   -O, już jest moja mama.- Powiedział po 10 minutach wyglądając przez okno. Ubrał już buty i miał wyjść kiedy podszedł do
i mnie mocno przytulił.
 -Trzymaj się.
 -To już się nie zobaczymy.
 -Nie wiem, nie idę do szkoły, a w weekend chyba się nie będziemy widzieli. :( -Pobiegł szybko do samochodu i odjechał.
    -Kto to?- Zapytała stojąca za mną mama.
 -Przyjaciel.- Westchnęłam i skierowałam się do schodów.
 -Tylko przyjaciel?- Ciągnęła ostro.
 -Tak! Tylko!- Krzyknęłam zirytowana i wbiegłam na górę. Położyłam się i jak zwykle dołowałam się jeszcze bardziej
smutną muzyką. "Dlaczego?!" Wołałam w myślach.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

19 roz.

ROZDZIAŁ 19


   -Już nie mogę, mam dość.- Jest prawie popołudnie, a ja nie widzę końca lasu. Marzę tylko żeby wrócić do domu, zjeść
podwójną porcję obiadu i wypić całą butelkę soku pomarańczowego. Weszłabym pod prysznic i poszła spać. Jetem innymi
słowy wyczerpana! Usiadłam już nie wiem który raz z bólu nóg. Nie miałam wyjścia. Przecież nie dojdę. Wiatr przewiał mnie
do szpiku kości, a całe ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Wzięłam telefon do ręki, który miał ju jedną kreskę baterii.
Zadzwoniłam na numer,  którego dzwonił do mnie Jason.
 -Tak słucham?- Powiedział gruby głos taty Jasona.
 -ym... Dzień dobry, czy mogła bym rozmawiać z Jasonem?
 -A kto mówi?
 -Jestem Rose, a On zostawił telefon imprezie u koleżanki.- Wymyśliłam.
 -Już daję.- Usłyszałam wołanie i po chwili odezwał się głos.
 -Tak?
 -Jason? To ja Rose, proszę Cię pomóż mi jestem w środku lasu i już nawet nie wiem czy dobrze idę...- Mówiłam szybko.- Oddałam
tą książkę i wracam sama... i - Zatrzymałam się w słowie.- ee.. ja Cię.. Prze..- Nie skończyłam.
 -Nie musisz. Ja też zawaliłem. Gdzie jesteś?
 -Mówiłam, że w lesie. Nie wiem ile już idę, chyba z 10 godz i zostało mi drugie tyle. Po prostu nie mogę, nie mam siły.
 -Już idę. Siedź w miejscu!- Rozłączył się. Zrobiłam jak kazał. Oparłam się o drzewo i czekałam. Nawet nie zauważyłam
kiedy głowa mi opadła na ziemię, a ja zasnęłam...


  Coś mnie szturchało za ramię. Otworzyłam z wysiłkiem oczy. Przymrużyłam je. Świat był rozmazany, wzięłam się za głowę i
próbowałam zatrzymać wirowanie i ból głowy jaki mnie ogarną. Znowu zamknęłam oczy i położyłam głowę spowrotem na ziemię.
Było mi zimno i miałam drgawki. Robiło mi się nie dobrze od zapachów lasu. Przez nudności traciłam coraz więcej sił.
Raz ciemność, a raz kolory. Uniosłam się do góry, i trochę mną miotało. Ręka swobodnie zwisała, tak jak głowa, która zaraz
zostałam podniesiona, ale nie przeze mnie. Spowrotem zasnęłam i nie wiem po jakim czasie się obudziłam.
   Znów na ziemi.
 -Rose? Powiedz coś! To Ja, jestem tu z Tobą! Obudź się!- Wołał głos, ja nic nie mogłam zrobić,  byłam jakby sparaliżowana.
   Udało mi się. Ruszyłam palcem lewej ręki. Starałam się ją podnieść. Każdy łapany z trudnością oddech co kilkanaście
sekund zmniejszał moje szanse do zera. Musiałam oddychać. Czułam jak serce mi zwalnia, z szybkiego bicia spadło do normalnego
tępa, ale potem coraz wolniej.
 -Rose! Nie! Obudź się!- Wołał.
   I nagle! odzyskałam siły! wstałam, wszystko widziałam dobrze. Podeszłam do Jasona przytulającego ciało. Wtedy zdałam
sobie sprawę, że to ja!!! Podbiegłam do niego i chciałam dotknąć jego ramienia, ale... Przenikło go. Nie czuł mojego
dotyku. Ja jego czułam. Czułam jak mnie tuli. Łzy już mi nie ciekły tak jak po jego policzkach. Położył mnie prosto,
odchylił podbródek i zatkał nos. Zaczął wdychać powietrze w moje ciało. Potem uciskał rękoma klatkę piersiową i znowu
wdechy.
 -Ja chce żyć!- Krzyknęłam w niebo.- Ja go kocham i chce Żyć!- Wołałam i wtedy po moim policzku spłynęła łza. -Ale jak?!
Przecież nie mogłam...

   Znowu ciemno, i zaraz mnóstwo gałęzi nade mną. spróbowałam podnieść głowę. Orientowałam co się wokół mnie dzieje.
Na tle zielonych liści pojawiła się twarz JASONA. Jego łza spłynęła po policzku i skapnęła na mój.

   Leżałam na polanie, pod jabłonią. Podniósł mnie i doszedł do pola, potem przez łąkę i przy znaku miasta położył mnie.
 -Zadzwonię na pogotowie i zaczekamy tu.
 -Nie możesz.- Wyszeptałam patrząc mu w oczy.
 -Ale ja nie dam razy dłużej! A może do Sary, to twoja przyjaciółka i z tego co wiem z wczoraj orientuje się jak prowadzić
samochód! Weźmie od ojca tak żeby nie widział i przyjedzie.
   Chwycił telefon do ręki. Już pikał, że się zaraz wyłączy. Zdążył napisać sms zanim się całkowicie wyłączył.
 -I...
 -Nie wiem.- Odpowiedział zrezygnowany.
Wziął mnie na ręce i z zaciśniętymi zębami szedł dalej. Kręciłam przecząco głową, żeby przestał.
 -Powiem to co Ty mi powiedziałaś, kiedy to Ja potrzebowałem pomocy.- "Nie zostawię Cię tu"! Wtedy nadjechała błękitna
mazda i zatrzymała się, wysiadła z niej Sara z przerażoną miną jakby przed chwilą miała wypadek.
 -Co się stało?!- Krzyknęła jeszcze bardziej zdenerwowana.
 -Nie gadaj tylko mi pomóż!- Nie wiem czy spałam, ale słyszałam ich głosy i czułam jak mnie przenoszą.
   Delikatna dłoń wzięła mnie za rękę i powiedziała: "Trzymaj się". Oznaczało to, że jedziemy do szpitala. Jadnak chyba
nie. Przenieśli mnie na łóżku w moim domu, pomimo sprzeciwu Sary. Dom był pusty, a drzwi, a drzwi otwarte do niego otwarte.
 -Co drzwi zamknięte?!- Ktoś powiedział, szarpali drzwi od mojego pokoju, które miały w środku klucz. Ale udało im się otworzyć
za pomocą wsówki do włosów. Wnieśli mnie i już wtedy leżałam na wygodnym łóżku i zasnęłam.

niedziela, 3 czerwca 2012

18. sorki że krótki

ROZDZIAŁ 18


   Dobrze, że tym razem deszcz nie padał, ale za to wiał zimny i silny wiatr. A ja miałam na sobie tylko dresy i bluze,
którĄ miałam ochotę zrzucić. Jednak nie mogłam, Było mi tak zimno, że nawet jakbym musiała to ubrałambym się w jeszcze 3
takie. Zadzwonił telefon... ale nie mój! W kieszeni miałam telefon Jasona, zatrzymałam i spojrzałam, kto dzwoni. To
jego tata! Nie mogę odebrać! Ale może jednak... Jason może mieć kłopoty prze to, że nie odbiera. Zdecydowałam się odebrać.
 -Halo.- Powiedziałam próbując udawać głos, który na prawde powinien odezwać się w słuchawce.
 -Kto mówi?- Zapytał.
 -Jason.- Przedstawiłam się za właściciela komórki.
 -Co? Rose, to ja?!- Powiedział chyba rozbawiony tym, że go naśladowałam.- Gdzie jesteś.
 -Przejeżdżam przez polane.- Mówiłam już spokojniej z myślą, że to co mówiła Klara mogło być kłamstwem.
 -Miałaś czekać przy znaku! Umawialiśmy się.- Zamilkłam na chwilę.- Jesteś?
 -Tak, jestem, ale ja nie chce Cię brać ze sobą, może się to źle skończyć! Mam szansę normalnie żyć bez tych wszystkich
głupot i nie chce żebyś mi to zniszczył.
 -Czyli Ja też jestem dla Ciebie głupotą?! Skoro tak to nie będe Ci przeszkadzał w życiu!
 -Ale.. nie o to mi chodziło!!!- Krzyknęłam, ale już się rozłączył. Pojechałam dalej.

  
   Jeszcze przed wschodem byłam na miejscu. Te miejsce zawsze mnie będzie przerażać, ale widzę je już ostatni raz. Ze
środka wyszedł jeden z Nich. Nie bałam się go i byłam spokojna, przecież to Oni byli kiedyś Ci dobrzy.
 -Kto?- Zapytał ostro.
 -Rose, Przyniosłam to co mi kazaliście.
   Zeszłam z konia i oddałam je idącemu obok człowiekowi. Poszłam za mężczyzną i znalazłam się w jakby bibliotece.
 -Masz?- Zapytał wytatuowany zakonnik.
 -Jest tu.- Wyjęłam książkę i podałam ją Mu.- Czy mogę już odejść z myślą, że dotrzymacie słowa?
 -Tak, teraz możesz.- Wskazał mi ręką wyjście.
   -O Boże!- Pomyślałam kiedy zoriętowałam się, że nie mam jak wrócić. Musze iść pieszo! Nie będe szła taki kawał,
ale jak inaczej wrócę? Załamana rozpoczęłam od nowa wędrówkę do domu.
   Minęły chyba 3 godziny bezustannego marszu, nie miałam ochoty na taką podróż zwłaszcza, że jestem głodna i zmarźnięta.
Szłam dalej, ale zatrzymał mnie telefon. Usiadłąm pod jednym z drzew i odebrałam telefon od KLARY!
 -Jason! Jak możesz być teraz z inną dziewczyną! Miną prawie rok, ale nie odpuszcze nie pozwole żebyś był z Rose! Rozumiesz?
Kocham Cię! I zrobie wszystko żebyś Ty też poczuł to co ja! A jeśli nie to nie tylko Ona pożałuje, ale Ty też! Wszyscy
się dowiedzą przez kogo byłeś w szpitalu i całą resztę waszej wspaniałej historii! Oczywiście naciągnę trochę, więc
zniszcze Was!- Zrozumiałam wtedy, że Jason mówił prawdę, że nic go z Nią nie łączy! Szantarzowała go, że powie coś co
narobi problemów, bo nikt nie może o tym wiedzieć, Ona nie wie co mówi.
 -Jak mogłaś!- Krzyknęłam do telefonu.
 -Z kim rozmawiam?!
 -A jak myślisz? Wiedziałam, że Kłamiesz! To przez Ciebie Jason miał problem. Ty nim byłaś!
 -Rose?! - Powiedziała mocno zdziwiona.
 -Tak! I wiesz co? Nie obchodzisz mnie Ty, ale wiedz, że nie możesz nikomu tego powiedzieć, mogą Cię za to zabić!
 -Jesteś śmieszna! A Jason jest tylko po to żebyś mogła się nim bawić!
 -To Ty chcesz go zniszczyć tylko dlatego, że Cię nie lubi! Zrozum to Jego wybór i nie możesz zmusić nikogo do kochania!
Wyłączyłam się i poszłam dalej z myślą jak mam przeprosić Tego, na którym zależy mi najbardziej na świecie!

17 !!!!!!!!!!!!!!

ROZDZIAŁ 17

  
    -Co Ci strzeliło do głowy?! Bójka?! Twoje zachowanie jest skandaliczne w dodatku tylko Ty dostałaś tak duże kazanie od
Dyrektorki! Tamta wszystko zwaliła na Ciebie! Rozumiesz. po co się w to mieszałaś?! Trzeba było dać sobie spokój z nią, a
jak już nie mogłaś to chociaż po szkole i poza jej terenem!- Krzyczała tak przez dobre pół godziny. W końcu jej przerwałam:
 -Mam Cie dość, rozumiesz? Od kiedy się mną tak przejmujesz co? Nie wiesz i nie obchodzi Cie moje życie, nawet nie
spytałaś o moją wersję tylko kierujesz się opinią reszty! Pomyśl trochę! Kiedy ostatnio, gdzieś razem byłyśmy? Tylko praca
i oby jej nie stracić! Tylko to się dla Ciebie liczy! Nigdy nie miałam odwagi Cie tego powiedzieć, ale teraz mówię: żałuje,
że nie umarłam kiedy miałam okazję, trzeba było zostać 2 lata temu na miejscu i nie mieć teraz tylu problemów!- Nie mogłam
przestać krzyczeć.
 -Przestań! Do pokoju i masz szlaban, aż przemyślisz to co teraz powiedziałaś. Możesz pożegnać się z wyjściem, gdzie kolwiek
i o dzisiejszym nocowaniu u Sary!
   Trzasnęłam drzwiami od salonu i weszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i włożyłam słuchawki do uszu i słuchałam
muzyki. Zasłoniłam rolety na oknach tak, żeby w pokoju było ciemno. Wzięłam do ręki cały czas wyciszony telefon. Było 13
nieodebranych połączeń od Jasona i jedna wiadomość, w której chciał abym oddzwoniła lecz nie miałam zamiaru z nim gadać.
To przez Niego wszystko się zawaliło.

  
   Wybrałam numer do Sary. Po kilku sygnałach odebrała.
 -Rose? Gdzie jesteś, impreza już się zaczęła! Jest super!- Smutno mi się zrobiło, że mnie tam nie ma.
 -Nie mogę mam karę.- Powiedziałam smutno.
 -Oj chodź! Będzie fajnie.
 -Postaram się.- Miałam już plan jak to zrobić.
 -Tylko nałóż coś fajnego, bo zmieniłam klimat. Rodziców nie ma, więc jest też cały dom przepełniony. Muzyka gra tak
głośno, że ledwie Cię bym słyszała, więc wyszłam na zewnątrz.- Zaśmiała się.- Nie zwracaj uwagi na Tych pijanych, bo zszedł
nam się cały bar ulicę dalej.
 -Ok przyjdę!- Zrobiłam uśmiech cwaniaczka i powiedziałam do siebie.- Mamo...Dziś przesadziłaś, przepraszam, ale wychodzę.
   Ubrałam się w mini jeansową, spódniczkę i obcisłą bluzkę do pępka. Do tego wysokie szpilki i biżuterię. Lekko się
umalowałam, a włosy zostawiłam rozpuszczone. To był mój wieczór, skoro mama i tak jest wściekła to nie zrobi mi różnicy
ten drobny wybryk. Mam w końcu mam prawie 16 lat! Nie jestem dzieckiem!
   Czułam w sercu ból z powodu Jasona, ale też nienawiść do matki i wszystkich innych! Wzięłam linę, która cały czas od
pobytu koni była w pokoju, przywiązałam ją do drzwi i spuściłam przez okno. Była już 21:15, więc już prawi czarna noc.
Ostatni raz spojrzałam na pokój siedząc na parapecie i zaczęłam powoli schodzić. Miałam już ponad połowę drogi za sobą.
 -Aaa!- Pisnęłam, kiedy noga mi się ześlizgnęła ze ściany i nie utrzymując się na samych rękach spadłam. Odczekałam w ciszy...
Nie zauważyła chyba. Szybko się podniosłam i założyłam starą, brązową bluzę która leżała na podwórku i wybiegłam w kierunku
przystanku, chciałam zdążyć na ostatni autobus wyjeżdżający o 21:30.
 -Zdążyłam!- Poszłam w jego stronę już spokojniej. Usiadłam na pierwszym, lepszym, wolnym miejscu i pojechałam.


   Oto i impreza Sary! Zrzuciłam bluzę na trawę i weszłam do środka. Natrafiłam na Sarę.
 -Hej, Już myślałam, że nie przyjdziesz!- Krzyczała poprzez muzykę.
 -Jak mogłam opuścić taką imprezę. Wszystkiego najlepszego z okazji 16-stki. Wręczyłam jej łańcuszek, który przed chwilą
kupiłam.
 -Rozgość się!- Pobiegła do znajomych.
Wszyscy byli super ubrani i tacy szaleni! Tańczyłam cały czas pośród nowo poznanych ludzi. Dostałam nawet drinka
alkoholowego. Bawiłam się świetnie! W prost byłam w niebie! Z wyjątkiem kilku dorosłych mężczyzn, którzy się wprosili.
Z drugiego końca pokoju, gdzie grała muzyka dojrzałam Jasona siedzącego w towarzystwie Klary, przystawiała się do Niego pomimo
tego okropnego nosa. Wkurzyłam się, ale tu byli wszyscy z naszej nie tylko klasy, ale też szkoły! Więc On też. Nie mogłam
na Nich patrzeć! Byłam opanowana i miałam Go już gdzieś!
   Wyszłam się trochę przewietrzyć i usiadłam na ławce przy oczku wodnym. Gdy już miałam wstać ktoś pocałował mnie
w szyje, nikogo tu nie znałam na tyle żeby wiedzieć kto to. Odwróciłam się, a tam nachlany jakiś koleś. Szybko wstałam i poszłam
kilka kroków przed siebie. Poszedł za mną, od tyłu położył ręce na mojej talii i zaczą kołysać w rytm lecącej teraz wolnej
piosenki. Nie miałam na to ochoty. Zaczęłam biec, a On za mną. Przewrócił się. Moje znowu dobre serce kazało mu pomóc wstać.
Podeszłam i chwyciłam Go za rękę żeby pomóc Mu wstać, ale On mnie pociągną, że upadłam na niego! Chciałam wstać, ale
trzymał nie i całował. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć,ale wszyscy byli w środku pomimo to próbowałam wzywać pomocy.
 -Zostaw mnie!- Wrzeszczałam.-Pomocy!- Nikt nie wychodził...
 -Haha! No maleńka!- Cały czas się śmiał i dotykał mnie. Zdołał zerwać mi bluzkę. Wtedy ktoś podbiegł i wyciągną mnie z
rąk Tego bydlaka. Płakałam. Strasznie się bałam. Zamknęłam oczy, przytuliłam się do Tego co mnie wyciągną. Przykrył mnie swoją
bluzą.
kiedy spojrzałam na Niego od razu zaczęłam uciekać do domu. Biegł za Mną. Mój makijaż zmył się od łez, widać było podbite oko
i inne ślady bójki.
   Dogonił mnie na następnym zakręcie. I przewrócił na trawę trzymając mi ręce żebym nie mogła uciec musiałam Mu spojrzeć
w oczy.
 -Czego mnie unikasz i uciekasz co Ci zrobiłem?! Co się dziś stało w szkole?!
 -Twoja lalunia Ci nie opowiedziała?!- Krzyknęłam.
 -Kto? Nie wiem o czym mówisz!
 -Domyśl się. Chyba nie przewidziałeś, że Twoja dziewczyna wszystko mi powie! Byłam głupia wierząc Ci. Mogłam znów się
odsunąć kiedy Cie pocałowałam!
 -Jaka dziewczyna?!- Kto Ci nagadał?
 -W samej osobie ta dziw** Klara!- Udało mi się wyrwać i pobiegłam dalej.
 -TO JEST MOJA BYŁA DZIEWCZYNA, NIE ZNOSZĘ JEJ! I ZGADZAM SIĘ Z TOBĄ CO DO JEJ OCENY.- Krzykną za mną, ale ja nie chciałam
słuchać! Gdy dobiegłam zdyszana do domu nałożyłam dresy, które zostawiłam na wszelki wypadek na dworze jak również książkę.
Wsiadłam na swojego konia, a brązowego przywiązałam do mojego siodła tak żeby Tego też oddać. I tak od nowa o 00:00 Ruszyłam
zakończyć jeden z problemów.