czytacie i podoba wam się

poniedziałek, 11 czerwca 2012

23!!!

ROZDZIAŁ 23


   Rozglądam się wokół. Jestem sama, a dookoła tylko las. Straszny upał. Coś szeleści w krzakach, nie wiem dlaczego, ale
staram się uciec. Co mnie goni i gdzie ja jestem?!
 -Chwila, to jest..- Urywam, gdy widzę straszny budynek.
Pali się i dochodzą mnie tylko krzyki ludzi. Głowa mi pęka od pisków i wrzasków, chcę uciec. Jednak coś mnie tam ciągnie
jakbym miała coś zobaczyć. Biorę głęboki oddech i idę.
   Ogień się rozprzestrzenia. Wchodzę w wielką chmurę dymu i udaje mi się dotknąć drzwi, których płomienie jeszcze nie
dosięgnęły. Próbuję wyostrzyć wzrok, aby coś zobaczyć poza dymem i ogniem, który jest wszędzie. Podążam za kobiecym
krzykiem. Potykam się i już jestem w innym miejscu. Cała spocona i osmolona.
   To jakiś korytarz. Ma białe ściany, sufit i podłogę. Idę przed siebie i dostrzegam drzwi. Biegnę do nich i otwieram je.
A tam pusty, biały pokój. Stoi w nim jedna osoba. Nie wiem kto to, ale po czarnym ubraniu domyślam się.
 -Otworzyłaś ją.- Mówi spokojnie.
 -Co otworzyłam?- W pierwszej chwili nie wiem o co chodzi, ale już po chwili się domyślam.
 -Otworzyłaś?!- Podnosi głos. Wciąż stoi odwrócony tyłem.
 -Nie, wiem o co chodzi.- Udaje.
 -Myślę, że wiesz, otworzyłaś ją tym samym pozbawiając możliwości otwarcia ją mnie!- Odwraca się.
   Wytatuowany mężczyzna przeszywa mnie wzrokiem i podchodzi. Już mam odwrócić się i wybiec z pokoju, ale... Drzwi

zniknęły.
 -O co tu chodzi? Gdzie jestem?!- Pytam nie wiedząc co zrobić. Cofam się, więc o krok. Potem o kolejny i jeszcze jeden.
W końcu dotykam ściany i opieram się o nią.
 -O nic. Otworzyłaś to pożałujesz.
 -A kim T Y jesteś żeby móc ją otworzyć?!- Jest już tak blisko, że nie mogę się ruszyć.
 -Bratem twojego ojca.- Znieruchomiałam, mój ojciec nie miał rodzeństwa
 -Owszem miał.- Odpowiada na pytanie zadane wyłącznie w moich myślach.- I przez jego wielką córeczkę pozostałą z trojga
rodzeństwa.
 -Co? JA nie miałam rodzeństwa.- Oburzam się.
 -Miałaś. Starszego o dwa lata Jacka i nienarodzonego Harry'ego.
 -Nie wierzę Ci, wiedziałbym o tym. Mama na pewno by mi powiedziała.- Przypomina mi się scena jej odejścia.
 -Oh, tak. Jeszcze jedno, ta kobieta to nie twoja mama, tylko moja pomocnica.
 -Niby skąd to wszystko wiesz! Jesteś kłamcą i uwierz, że nigdy Ci nie daruje tego co zrobiłeś z moim życiem!- Zaczynam
krzyczeć na cały głos.
 -Wiem, bo sam ją całą zabiłem! Ojciec Cię uratował i schował! Pechem trafiłaś na nie odpowiednią opiekunkę. Gdy

dowiedzieliśmy się, że to Ty, po prostu oddała Cię nam, bez żadnego oporu, tylko jej przeszkadzałaś i już prawie się

ciebie pozbyła, gdyby nie twoje odważne serce, które kazało Ci skoczyć!- Wróciłaś i dalej była twoją mamusią, tak abyś
nic nie podejrzewała. Wszystko było zaplanowane, a Ty byłaś i jesteś w środku tej pułapki!
   Zaczęłam płakać i starałam się wierzyć, że to kłamstwo. Jednak bolesna prawda była silniejsza i musiałam się pogodzić.
 -Nie załamuj się... Już niedługo wszystko się skończy i będziesz miała spokój.
 -Chce stąd odejść, wypuść mnie z tego pomieszczenia i daj żyć!
 -Puszczę.- Wskazuje drzwi, które znów się pojawiły i zanim rzucam się do ucieczki, szepcze- Ale tego drugiego Ci nie dam.
   Znów palący się dom i te okropne wrzaski i piski. Zakrywam uszy rękoma. To nic nie daje, staram się dojść do wyjścia.
Po dłuższym kręceniu się po omacku wychodzę na zewnątrz, tam też płomienie. Biegnę wprost na nie i przeskakuję jedną z

pomarańczowo-żółtych fal.
     -Aaa, ohyda.- Przede mną mnóstwo pająków. Panicznie się ich boje. Ale nie mam wyboru muszę przejść. Znów pędem

ruszam przed "trawę pająków". Czuję je na sobie. Po drugiej s;tronie dostrzegam Jasona.
 -Jas...- Urywam gdy widzę, że podchodzi Klara i całuje go. Zatrzymuję się obsiadła przez pająki. Padam na kolana i patrzę

w niebo tym razem ciemne. Bez księżyca, i z kilkoma gwiazdami zaledwie tylko migającymi.
   Z ziemi wyrasta kolczasty krzak, który rani moje gołe stopy. Wznosi się i jest już wyrzszy niż ja. Obok następne.
Z nich rozwijają się purpurowe róże. 
 -To koniec.- Biorę jeden kwiat i kieruję się na przód. Całe ciało pokryte ranami od kolców. Znów coś słyszę za sobą.
Uciekam, a to mnie goni. Padam na twarz i skulona krzyczę o pomoc.


    Budzę się z wrzaskiem cała mokra.
 -Wszystko dobrze.- Pyta siedzący obok Jason i gładzący mój policzek.
   Jestem cała roztrzęsiona i jeszcze czuję ból ciała i lejącą się z niego krew. Spoglądam w jego oczy i wiem, że widzi strach w moich. Wypuszczam jego dłoń  uścisku i staram się uspokoić i uświadomić sobie, że to tylko był sen i wcale nie
był prawdą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz