czytacie i podoba wam się

sobota, 23 czerwca 2012

27!!!

27 ROZDZIAŁ


   -R O S E !- Zawołał.- Żyjesz?!- Potrząsał mną. Otworzyłam lekko oczy i mrugnęłam.- Wszystko OK?
 -Chyba tak, ale nie mogę ruszyć nogami i kręci mi się w głowie.- Patrze przejęta na Jasona.- A co Ty tu robisz?!
 -To samo co Ty, tylko, że byłem pierwszy.- Lekko się uśmiecha.-A od kiedy, nie wiem, nie ma tu okna, więc nie wiem nawet

jaka jest pora dnia.
 -Chyba środek dnia. Zabrali mnie w nocy, więc jest dzień, albo i wieczór, zależy jak się przemieszczali.- zastanawiam

się. Próbuję wstać. Pomimo pomocy, nie mogę ustać.
 -Co się dzieje?- Pytam siadając znów drewnianej podłodze.
 -Trucizna nie przestała jeszcze działać.
 -Że co?! Skąd wiesz.- On tylko wzdycha i daje do zrozumienia, że nie chce mu wyjaśniać.- A kiedy przestanie?
 -Zależy kiedy ją dostałaś i w jakiej ilości. Ale jak widzę to musiałaś dostać sporo.
 -A dlaczego?- Pytam zdziwiona, że tyle wie.
 -Jesteś tak blada, że prawie biała i ręce Ci się trzęsą.- Spoglądam na dłonie, które rzeczywiście takie są.- A tak poza

tym wyglądasz, przepraszam, że to powiem...- Strasznie, jakbyś nie spała od tygodnia, nie mówiąc o tych wystających
żebrach.- Patrze na niego. Kiedy widział mój brzuch?- Zerkam również i na tą część ciała. Spostrzegam nie swoją starą

bluzę, ale skórzaną kurtkę.
 -Po co mi ją dawałeś?!- Zaczynam rozsuwać kurtkę. Jednak znów jest zasunięta kiedy spostrzegam, że nie mam pod spodem

swojej bluzki.
 -Właśnie dlatego. Musiałaś się nieźle szarpać żeby aż tak zniszczyć bluzkę, że sama spadała.- Wyskoczył mi rumieniec na

policzkach, bo ten moment dobrze pamiętałam.
   Rozejrzałam się dookoła.- Zwykły mały pokój, drewniane podłogi, białe ściany coś przypominające łóżko i jedna lampa.
 -Chodź.- Pomaga mi wstać i idę praktycznie podpierając się o niego, a nie na własnych nogach. Siadam na twardym materacu

z drewnianymi nogami.
   Drzwi lekko się uchylają i wchodzi mężczyzna-zakonnik.
-O! Proszę, już się obudziła!- Patrze na ten jego uśmiech cwaniaczka i mam ochotę go zabić- Teraz, zaraz i w każdym

momencie.
 -Po co mnie tu ściągnęliście!-Wzdycha ciężko.
 -Przejdźmy do rzeczy. Chcemy, abyś...-nie dokańcza kiedy Jason mu przerywa.
 -Nie! Odpowiedziałem już na to i ja się nie zgadzam!
 -To jej decyzja nie Twoja chłopcze. Więc nie wtrącaj się!- Podnosi głos.
 -Ale chodzi też o mnie, więc NIE!!!
 -Mogę wiedzieć co się tu dzieje!!!- Krzyknęłam, aby przypomnieć, że ja tu też jestem.
 -Więc chodzi o to, że jeżeli się poddasz, weźmiemy Ciebie, a jego zostawimy przy życiu.- Moje oczy stają się duże, a ja z

powagi sytuacji otwieram usta.
 -Jak to przy życiu?! Nie możecie tego zrobić!
 -Dlatego wybór jest Twój. Wrócę za kilka godzin i czekam na odpowiedź.
 -Co?! Nie czekaj.- Zamyka drzwi.- Wiedziałeś?! Czemu mi nie powiedziałeś!
 -Bo nie chciałem! Ja już wybrałem i tak ma zostać!- Wstaje.
 -Czyli moja decyzja i Ja się nie liczę?!- Odwraca się i nie odpowiada.- No, więc rozumiem.
 -Właśnie, że nie! Robię to, bo aż za bardzo się dla mnie liczysz! Jak nikt inny!
 -I dlatego dasz się zabić?! I nie stawisz oporu? Nie będziesz próbował walczyć?!
 -Ja nie mogę, ale Ty możesz! Z tego co wiem... Jesteś silniejsza niż myślisz! Mówili coś o Twoich oczach, że one mogą nas

uwolnić! Więc nic nie zależy ode mnie!
 -Boże! Co wy macie do moich oczu? Ja nie wiem co się tu dzieje, ale nie mam zamiaru tu siedzieć, tak jak to Ty

zamierzasz!
 -Daj spokój! Oboje wiemy jak się to skończy! Albo Ty albo Ja!
 -Ale Ty masz rodzinę! Masz do kogo wracać! Ja nie mam, jestem sama i nikt się teraz o mnie nie martwi, Ciebie szuka

policja! Zrozum! Twoje życie ma sens!- Siadam na podłodze i podsuwam się pod ścianę- Skąd wiesz co będzie! Nikt nie wie,

a ja nie mam zamiaru przegrać z jakimiś psycholami!
 -Ty nic nie wiesz! Rozmawiałem z Klarą i wytłumaczyła mi.
 -Co?! Z kim?! Jak z nią gadałeś?! Przecież...
 -Była tu! A Ty jesteś paranormalna! Możesz zabić ich wszystkich! Możesz zrobić z nimi co chcesz! Nie możesz zranić osoby,

której kochasz ani swojej rodziny, te osoby możesz tylko własnymi rękami uśmiercić! Rób co chcesz! Ja się nie mieszam!
   Nagle ktoś stoi w drzwiach. To ten sam człowiek.
 -Moglibyście być ciszej? Nie jesteście tu sami, poza tym wciąż czekam na decyzję.
 -Podjęta.-Odpowiadamy zgodnie razem.- Ja zostaje znów oboje. Patrzymy na siebie.
 -To moja decyzja i ja zostaje.
 -A może oboje?
 -Nie!!!
 -Ale oboje chcecie, więc chłopak jutro o świcie, a Ty piętnastego o północy. Ustalone! Żegnam.
 -Co żeś zrobił?
 -Ja? To Ty i nie zwalaj na mnie!- Uciszam się i więcej już się nie odzywałam.


   Przez całą noc panowała cisza, aż się obudziłam. Odskoczyłam od Jasona leżącego obok na łóżku i spostrzegłam, że już

normalnie chodzę.
 -Dlaczego mnie dotykałeś?!- Budzi się.- Jestem przecież Twoim zdaniem PARANORMALNA!!!
 -Znów chcesz się kłócić?
 -Znów? Wczorajsza nie została skończona! A Ty powinieneś się teraz martwić, bo zaraz umrzesz! 
 -Przynajmniej słusznie i dla kogoś, za kogoś, ale Ty musiałaś być bohaterką i zabić siebie!
   Wale w ścianę i w tej chwili poczułam jakby serce mnie zabolało. Upadam na kolana i głęboko oddycham.
 -Co się stało.- Wstaje, ale zatrzymuje go ręką.
 -Nie podchodź! Odejdź i zostaw mnie w spokoju!- Odsuwam się na czworaka do kąta i siedzę tam dość długo kiedy odzywa się:
 -Jesteś głodna?
 -Nie.- Odpowiadam ostro.
 -Zaraz powinni coś przynieść, tak jak wczoraj.
 -Mówiłam, że nie jestem głodna!
 -Ale powinnaś.- Odpowiada cicho i siedzi dalej po drugiej stronie małego pokoju.
   Zastanawiam się co będzie jak po niego przyjdą, co zrobi i co ja zrobię. Czasami nie opanowuję emocji. Nie mogę przestać

o tym myśleć. Ten strach zżera mnie od środka, a na zewnątrz nic nie widać. Tylko ja to czuję i chce przerwać tą dziwną

ciszę normalną rozmową, ale nie potrafię, albo znowu zacznie się kłótnia, albo sama nie zdobędę się na odwagę żeby się

odezwać.
   Ktoś wchodzi z talerzem z jakimś świństwem i stawia na podłodze. Jednak nie odejdzie tak po prostu, zamykam szybko

drzwi i zagradzam mu drogę. Czuję jego przerażenie, czuję i widzę. Jason siedzi z tyłu i patrzy na całą sytuację.

Podchodzę do trochę wyższego mężczyzny. Nie wiem co zrobię, ale na pewno nic dobrego dla tego tutaj.
 -Wypuść mnie!
 -Nie krzycz. Wszystko będzie dobrze jak nas stąd wypuścisz.- Mówię powoli.
 -A jak nie to co?- Jego wzrok zdradza jaki jest słaby,
 -Nic przyjemnego.- Szepcze mu do ucha.
 -Ale ja nie mogę! Zabiją mnie za to i nie zrobię tego.
 -Nie chcesz zginąć? To wyprowadź nas stąd i będziesz wolny... Nic Ci nie zrobię.
   Namyśla się i zaprzecza głową, że się nie zgadza. Nie wiem c zrobić, więc powoli wyciągam rękę z nadzieją, że się

przestraszy, ale to co zrobił to mało powiedziane. On padł na kolana i błagał o życie.
 -To nas wyprowadź!
 -Zgoda! Tylko proszę, nic mi nie rób.- Będę przychodził po Twojego przyjaciela i wtedy Wam pomogę.
 -Skąd mogę wiedzieć, że mogę Ci ufać?- Ale widzę go jak drży, więc pozwalam Mu odejść i siadam pod ścianą i patrze na

Jasona, który nie wie co powiedzieć.
 -Co się gapisz?!
 -Nic, ciekawi mnie co zrobisz jak nas zdradzi tamtym i natychmiast zabiją nas dwoje.
 -Nie wiem, ale próbuję!
 -A czy możesz mi wyjaśnić czego jeszcze chcą? Czego nas chcą zabić skoro dałaś im to co chcieli?!
 -Nie mieszaj się!
 -Mam prawo wiedzieć! Jest coś czego nie wiem?!- Patrze na niego bez słowa i zdaję sobie sprawę, że to mnie zdradziło.-

Słucham?! Czego ten facet bał się Ciebie?  O co chodzi z oczami? Dlaczego właśnie Ty, bo ja już nie rozumiem!
   Siedzę cicho i wbijam wzrok w podłogę i siedzę tak niezliczony czas, w końcu zasypiam.
   Budzi mnie Jason.
 -Zaraz idę, Twój przyjaciel się nie pojawia.- Odsuwa się.
 -Boisz się?- Wymksnęło mi się.
 -Trochę...- Mówi cicho.- Przed tym mogłabyś mi powiedzieć i wytłumaczyć?
 -Nie chce o tym mówić.- odpowiadam spokojnie. Patrzy na mnie błagalnie.- NIE! NIE I KONIEC!
 -Czy musisz być taka uparta?!- Przeszywam go wzrokiem.
 -Na prawde chcesz wiedzieć?!- Podnoszę się i staję przed nim i zaczynam wykrzykiwać.
 -Pochodzę z rodu "morderczych serc". Nawet nie wiem kim byli, ale Ci tutaj mieli za zadanie ich zabić i ja miałam być

ostatnia. Mieli podejrzenia, ale potem zrezygnowali! Kiedy ja otworzyłam książkę, co tylko to pokolenie mogło otworzyć!

Uniemożliwiłam dostęp mojemu WUJKOWI! Temu co chce mnie zabić! Nie wiem o co chodzi z oczami, ale wiem, że posiadam wielką

moc w sercu! Na ostatniej kartce książki byłam JA. Byli tam wszyscy moi przodkowie, których zabili i ja miałam wyznaczoną

już datę. To piętnasty października! Czyli za dwa dni. Ty dziś, a ja potem! Wszystko wiedziałam i tego się tak bałam i

boję. Kiedy powiedziałeś, że wyjeżdżasz, zamknęłam się. Sama, matka uciekła i jest jedną z nich! Zaczęłam pić kofeinę i

napoje energetyzujące. Przestałam jeść i sypiać! Załamałam się. Nie odpisywałeś i poszłam Cię szukać z Sarą, ale Ona

przestraszyła się mnie! Moich oczu! Gdy jestem zła i przerażona lub czuję ból w sercu robią się same takie czarne. Nie mam

na nic wpływu! Jestem zdana na łaskę Boga, bo nic nie rozumiem i nie umiem! TO JA JESTEM POKOLENIEM !!! zawsze szukali

mnie i sama ujawniłam się kiedy otworzyłam tę cholerną księgę! Miałabym spokój, bo ja bym była tu sama, a Ty bezpieczny w

mieście nic nie wiedząc! Jestem pokoleniem i Cię kocham! To przez to nic nie zauważyłam! Trzeba było jechać od razu i

zostawić mnie!- Już płaczę i stoję osłupiała przed nim, z myślą, że powiedziałam Mu prawdę.

1 komentarz: