czytacie i podoba wam się

wtorek, 26 czerwca 2012

29. ! ! !

ROZDZIAŁ 29


    -Dlaczego?! Czemu to zrobiłam, przecież nie chciałam! Nie wiem nawet jak to zrobiłam!- Krzyczałam w myślach, a w

rzeczywistości uderzałam pięścią w ścianę.- Zabiłam człowieka!- Rozdzieram opaskę na oczy i wyżywam się krzykiem i waląc 

teraz z całych sił w drzwi.- Skrzywdziłam tyle ludzi!
   Nie mogę się z tym pogodzić. To straszne i nie umiem opisać tego co dzieje się teraz w mojej głowie.- Wielki chaos.
   Wchodzi mój wujek- zabójca. Automatycznie wstaję i się na niego rzucam, lecz od razu wchodzi jeszcze dwóch mężczyzn i

mnie łapie za ręce, wykrzywiając je do tyłu.
 -Czego chcesz?!
 -Spokojnie! Chce pogadać, bez przemocy.
 -To według Ciebie, trzymanie mnie tu to co to jest?!
 -Chwilowe przetrzymanie.- Wciąż mówi spokojnie i pokazuje, że jest pewny siebie.
 -Chyba więzienie! Takich drani jak Ty to tylko do piekła posłać!- Marszczy brwi.
 -Mniejsza o to. Dlaczego to zrobiłaś?- Parze się na niego dziwnie.
 -Niby co?!- Następuje oświecenie.
 -Nie wiedziałem, że jesteś, aż tak silna, żeby oślepić kilkadziesiąt ludzi naraz oraz jednego zabić.- Spuszczam głowę na

samą myśl o tej sytuacji.
 -A co miałam zrobić? Nie mogliście go mi odebrać.
 -Ale teraz i tak Ci Go zabierzemy skoro tu zostałaś.
 -Może i tak, ale wiem, że nie jestem taka jak wy! Byście zabijali niewinnych ludzi i nie mieli nic na sumieniu, mówiąc,

że dobrze zrobiliście! Tylko spójrz na siebie! Jesteś szczęśliwy z cudzego nieszczęścia!
 -Ty na pewno nie jesteś winna? Zastanów się i powiedz dlaczego tu jesteś?!
 -Nie wiem! Nie miałabym pojęcia o niczym, to wy mi to pokazaliście zmuszając mnie do tego czynu!
Wzrusza ramionami i wychodzi- Zostaje uwolniona tuż przed zatrzaśnięciem drzwi.
 -Tchórz! Nawet nie umiesz się obronić!- Siadam pod ścianą i chowam głowę w kolanach.
   Nie wiem co mam teraz zrobić: czekać czy próbować. Rozmyślam tak ciągnący się czas. Mam ochotę skończyć to sama i

odejść stąd. Zaczynam wspominać najlepsze chwile mojego życia, które mnie przy nim trzymają.
   Z wspomnień wyciąga mnie...
 -Klara?!- Podnoszę się natychmiast z ziemi.
 -Cicho!
 -Co tu robisz?- Patrze z nie dowierzaniem na mojego wroga.
 -Ja... Ja..ym.- Jąka się.- Nie wiem od czego zacząć. Coś co Ci wszystko wytłumaczy to, to, że jestem Córką posłańca.
 -Że kogo?!- Przewraca oczami i zaczyna mi tłumaczyć.- Jeżeli dobrze rozumiem to "Posłańcem" jest przywódzca tej całej

paranoi. Tak?
 -Tak.- Wzdycha.
 -Więc dlatego wszystko wiedziałaś?- Przytakuje.- To czemu do cholery zamiast mi wprost powiedzieć co mam zrobić... To Ty

wolałaś zabierać mi chłopaka, obgadywać z przyjaciółkami i ośmieszać przed klasą?!- Znów kiwa głową.- Więc po co teraz

przyszłaś?!
 -Bo nie chce być taka jak Oni. Jestem inna i nie potrafię Ci tego zrobić.- Spuszcza głowę.
 -Niby czego? I tak zrobiłaś mi wystarczająco dużo!
 -Ale chcą żebym to Ja zrobiła! Chcą, żebym Cię jutro zabiła, żeby udowodnić, że jestem godną następczynią Ojca. Tyle, że

Ja tego nie chcę i nigdy nie chciałam być. Wszystko co robiłam- moje zachowanie i udawany charakter to po prostu rozkaz,

któremu nie mogę się sprzeciwić.
 -I Ty mi dopiero teraz to mówisz? Przecież bym Ci pomogła!
 -Nie mogłam! Poza tym nie mogłabyś nic zrobić!
 -Powiedz mi po co przyszłaś, bo nie chce mi się słuchać Twoich wyjaśnień, ani się kłócić!
 -Chce Ci pomóc.- Patrzy na mnie uważnie.
 -Nie pomożesz mi, nie umiesz i nie wiesz jakie to ryzyko.- Opieram się o ściane z założonymi rękami.
 -Może nie wyciągnę Cię stąd, ale pomogę uratować. Mogę Ci pokazać jak się bronić. Przyjmij moją pomoc! Mi i tak nic nie

zrobisz! Jesteśmy rodziną! Jestem taka jak Ty! Mogę Cię nauczyć.
 -Dobra pokaż.- Nie chce mi się dłużej prowadzić tej rozmowy.
 -Pokazać?!- Zdaje się rozbawiona. -Mogę Ci powiedzieć jak to zrobić, nie próbowałam tego nigdy.
 -To skąd wiesz jak to zrobić?- Patrze zirytowana tym gadaniem.
 -Po prostu wiem. A teraz spróbuję Ci wytłumaczyć na czym to polega, ale musimy się spieszyć, bo jak ktoś wejdzie będzie

problem.- Siadam na twardym materacu i zaczynam uważnie słuchać.- Musisz sobie wyobrazić sobie miejsce, w którym właśnie

jesteś lub ludzi i inne rzeczy. Musisz się skupić i we własnej wyobraźni... hmm, może inaczej.- Musisz wyobrazić to

miejsce i co będzie za chwilę, a potem bieg przyszłości się zmieni na złe. Ale w twoim przypadku na dobre bo uratujesz

siebie. Musisz mieć złe lub smutne uczucia. Rozumiesz?
 -Chyba tak...
 -Powinno się udać. Wytworzysz coś z ogniem co na pewno zatrzyma i zmieni to co ma za chwilę się stać.
 -A dlaczego z ogniem?- Pytam zaciekawiona tym tematem.
 -To Ty chyba nic nie wiesz...- Przytakuję.- Bo to taki twój żywioł, ogień jest w twoim sercu, umyśle i całym ciele.
 -Czyli, że na świecie są żywioły?! Jakieś wróżki z bajek co mają moc- ziemi, wody, powietrza i ognia?!- Zaczynam się

śmiać.
 -Nie! Jest ogień i woda. Ogień zabija, a woda ratuję. Jak dobro i zło, ale Ty zła nie jesteś. A woda chyba już wymarła.

Powietrze to- wiatr, a ziemia?- uśmiecha się.- Nie słyszałam że da się tworzyć rośliny lub ruszać ziemią.
 -A ogniem to się da?
 -Nie do końca. Ty go nie wytwarzasz tylko... eh, nie umiem Ci wytłumaczyć. Ty go tworzysz z Twoich uczuć! To co się tłumi

w środku wychodzi na zewnątrz.
   Ktoś wchodzi. Rzucam się na niego i już leży na ziemi przyciśnięty do podłogi.
 -Klara drzwi!- Zamyka je.- Kto to?
 -To Jack... Uczy mnie wszystkiego.- Patrze na nią dziwnie.
    -Puść mnie!- Woła.
 -Zamknij się!- Przyciskam jego twarz mocniej.- Po co przyszedłeś?!
 -Zabrać, córkę Pana.
 -Skąd wiesz, że tu jest?! Zaraz! Pana? No nie gadaj, że go tak nazywasz!- Nie odzywa się. Puszczam go.- Jak się wygadasz,

że tu była to...- Wychodzi.
 -To ja idę.- Mówi i wychodzi.- Nie martw się, poradzisz sobie...
 -Ale jak zabiję Jego?
 -Nie wiem, to już Twój problem.
   Zasypiam na niewygodnym łóżku.


   Otacza mnie ciemność i nic nie widzę. Idę naprzód z wyciągniętymi rękami z oczekiwaniem na dotknięcie ściany, ale gdy

się oriętuję, że idę już dość długo i może tutaj nic nie ma. Czuję się taka samotna i słaba. W środku mam pustkę i nie

mogę nic powiedzieć. Zastanawiam się czy Ja umarłam, ale ... nie mam nic jako dowód tego, więc zaczynam biec, aż się męczę

i rezygnuję. Chcę upaść na ziemię, ale zamiast zimnej powierzchni jaką czułam pod stopami. Teraz nic nie ma. Zaczynam

spadać w wieczną otchłań i gdy czuję straszliwy ból po niespodziewanym upadku...


   ...Budzę się, a nade mną udawana matka.
 -Czego chcesz?!- Wstaję i odpycham ją.
 -Powiedzieć Ci, że za godzinę przychodzimy i zaczynamy.
 -Śnisz! a to co zrobiłaś?! Nie przegram z bandą wariatów! I przeżyję, bo mam dla kogo! Kiedyś byłabyś Tą, dla której życie

bym oddała... A dziś Sama osobiście Cię zabiję!- Marszczę brwi.
 -Przykro mi, ale... Nic z tych rzeczy, cokolwiek zrobisz... cokolwiek sobie teraz myślisz to się mylisz.
 -Często popełniałam błędy i się mylę lub po prostu kłamię, żeby mieć rację, ale nie DZIŚ! To jest dzień po którym zacznę

normalnie żyć i na pewno się nie poddam w tej chwili! Zapomnij.
 -Myśl co chcesz lecz rzeczywistość jest inna. Ostatnim razem udało Ci się, bo jesteś bezgranicznie zakochana i

nie chciałaś tego stracić, ale... teraz Go tu nie ma i nie będzie, więc nie będziesz miała złych uczuć, ani złości, ani

smutku... NIC.
 -Wy jesteście moją złością i smutkiem!
   Wychodzi, a ja staram się myśleć pozytywnie i wierzyć, że mi się uda. Dla siebie i Jasona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz