ROZDZIAŁ 29
-Dlaczego?! Czemu to zrobiłam, przecież nie chciałam! Nie wiem nawet jak to zrobiłam!- Krzyczałam w myślach, a w
rzeczywistości uderzałam pięścią w ścianę.- Zabiłam człowieka!- Rozdzieram opaskę na oczy i wyżywam się krzykiem i waląc
teraz z całych sił w drzwi.- Skrzywdziłam tyle ludzi!
Nie mogę się z tym pogodzić. To straszne i nie umiem opisać tego co dzieje się teraz w mojej głowie.- Wielki chaos.
Wchodzi mój wujek- zabójca. Automatycznie wstaję i się na niego rzucam, lecz od razu wchodzi jeszcze dwóch mężczyzn i
mnie łapie za ręce, wykrzywiając je do tyłu.
-Czego chcesz?!
-Spokojnie! Chce pogadać, bez przemocy.
-To według Ciebie, trzymanie mnie tu to co to jest?!
-Chwilowe przetrzymanie.- Wciąż mówi spokojnie i pokazuje, że jest pewny siebie.
-Chyba więzienie! Takich drani jak Ty to tylko do piekła posłać!- Marszczy brwi.
-Mniejsza o to. Dlaczego to zrobiłaś?- Parze się na niego dziwnie.
-Niby co?!- Następuje oświecenie.
-Nie wiedziałem, że jesteś, aż tak silna, żeby oślepić kilkadziesiąt ludzi naraz oraz jednego zabić.- Spuszczam głowę na
samą myśl o tej sytuacji.
-A co miałam zrobić? Nie mogliście go mi odebrać.
-Ale teraz i tak Ci Go zabierzemy skoro tu zostałaś.
-Może i tak, ale wiem, że nie jestem taka jak wy! Byście zabijali niewinnych ludzi i nie mieli nic na sumieniu, mówiąc,
że dobrze zrobiliście! Tylko spójrz na siebie! Jesteś szczęśliwy z cudzego nieszczęścia!
-Ty na pewno nie jesteś winna? Zastanów się i powiedz dlaczego tu jesteś?!
-Nie wiem! Nie miałabym pojęcia o niczym, to wy mi to pokazaliście zmuszając mnie do tego czynu!
Wzrusza ramionami i wychodzi- Zostaje uwolniona tuż przed zatrzaśnięciem drzwi.
-Tchórz! Nawet nie umiesz się obronić!- Siadam pod ścianą i chowam głowę w kolanach.
Nie wiem co mam teraz zrobić: czekać czy próbować. Rozmyślam tak ciągnący się czas. Mam ochotę skończyć to sama i
odejść stąd. Zaczynam wspominać najlepsze chwile mojego życia, które mnie przy nim trzymają.
Z wspomnień wyciąga mnie...
-Klara?!- Podnoszę się natychmiast z ziemi.
-Cicho!
-Co tu robisz?- Patrze z nie dowierzaniem na mojego wroga.
-Ja... Ja..ym.- Jąka się.- Nie wiem od czego zacząć. Coś co Ci wszystko wytłumaczy to, to, że jestem Córką posłańca.
-Że kogo?!- Przewraca oczami i zaczyna mi tłumaczyć.- Jeżeli dobrze rozumiem to "Posłańcem" jest przywódzca tej całej
paranoi. Tak?
-Tak.- Wzdycha.
-Więc dlatego wszystko wiedziałaś?- Przytakuje.- To czemu do cholery zamiast mi wprost powiedzieć co mam zrobić... To Ty
wolałaś zabierać mi chłopaka, obgadywać z przyjaciółkami i ośmieszać przed klasą?!- Znów kiwa głową.- Więc po co teraz
przyszłaś?!
-Bo nie chce być taka jak Oni. Jestem inna i nie potrafię Ci tego zrobić.- Spuszcza głowę.
-Niby czego? I tak zrobiłaś mi wystarczająco dużo!
-Ale chcą żebym to Ja zrobiła! Chcą, żebym Cię jutro zabiła, żeby udowodnić, że jestem godną następczynią Ojca. Tyle, że
Ja tego nie chcę i nigdy nie chciałam być. Wszystko co robiłam- moje zachowanie i udawany charakter to po prostu rozkaz,
któremu nie mogę się sprzeciwić.
-I Ty mi dopiero teraz to mówisz? Przecież bym Ci pomogła!
-Nie mogłam! Poza tym nie mogłabyś nic zrobić!
-Powiedz mi po co przyszłaś, bo nie chce mi się słuchać Twoich wyjaśnień, ani się kłócić!
-Chce Ci pomóc.- Patrzy na mnie uważnie.
-Nie pomożesz mi, nie umiesz i nie wiesz jakie to ryzyko.- Opieram się o ściane z założonymi rękami.
-Może nie wyciągnę Cię stąd, ale pomogę uratować. Mogę Ci pokazać jak się bronić. Przyjmij moją pomoc! Mi i tak nic nie
zrobisz! Jesteśmy rodziną! Jestem taka jak Ty! Mogę Cię nauczyć.
-Dobra pokaż.- Nie chce mi się dłużej prowadzić tej rozmowy.
-Pokazać?!- Zdaje się rozbawiona. -Mogę Ci powiedzieć jak to zrobić, nie próbowałam tego nigdy.
-To skąd wiesz jak to zrobić?- Patrze zirytowana tym gadaniem.
-Po prostu wiem. A teraz spróbuję Ci wytłumaczyć na czym to polega, ale musimy się spieszyć, bo jak ktoś wejdzie będzie
problem.- Siadam na twardym materacu i zaczynam uważnie słuchać.- Musisz sobie wyobrazić sobie miejsce, w którym właśnie
jesteś lub ludzi i inne rzeczy. Musisz się skupić i we własnej wyobraźni... hmm, może inaczej.- Musisz wyobrazić to
miejsce i co będzie za chwilę, a potem bieg przyszłości się zmieni na złe. Ale w twoim przypadku na dobre bo uratujesz
siebie. Musisz mieć złe lub smutne uczucia. Rozumiesz?
-Chyba tak...
-Powinno się udać. Wytworzysz coś z ogniem co na pewno zatrzyma i zmieni to co ma za chwilę się stać.
-A dlaczego z ogniem?- Pytam zaciekawiona tym tematem.
-To Ty chyba nic nie wiesz...- Przytakuję.- Bo to taki twój żywioł, ogień jest w twoim sercu, umyśle i całym ciele.
-Czyli, że na świecie są żywioły?! Jakieś wróżki z bajek co mają moc- ziemi, wody, powietrza i ognia?!- Zaczynam się
śmiać.
-Nie! Jest ogień i woda. Ogień zabija, a woda ratuję. Jak dobro i zło, ale Ty zła nie jesteś. A woda chyba już wymarła.
Powietrze to- wiatr, a ziemia?- uśmiecha się.- Nie słyszałam że da się tworzyć rośliny lub ruszać ziemią.
-A ogniem to się da?
-Nie do końca. Ty go nie wytwarzasz tylko... eh, nie umiem Ci wytłumaczyć. Ty go tworzysz z Twoich uczuć! To co się tłumi
w środku wychodzi na zewnątrz.
Ktoś wchodzi. Rzucam się na niego i już leży na ziemi przyciśnięty do podłogi.
-Klara drzwi!- Zamyka je.- Kto to?
-To Jack... Uczy mnie wszystkiego.- Patrze na nią dziwnie.
-Puść mnie!- Woła.
-Zamknij się!- Przyciskam jego twarz mocniej.- Po co przyszedłeś?!
-Zabrać, córkę Pana.
-Skąd wiesz, że tu jest?! Zaraz! Pana? No nie gadaj, że go tak nazywasz!- Nie odzywa się. Puszczam go.- Jak się wygadasz,
że tu była to...- Wychodzi.
-To ja idę.- Mówi i wychodzi.- Nie martw się, poradzisz sobie...
-Ale jak zabiję Jego?
-Nie wiem, to już Twój problem.
Zasypiam na niewygodnym łóżku.
Otacza mnie ciemność i nic nie widzę. Idę naprzód z wyciągniętymi rękami z oczekiwaniem na dotknięcie ściany, ale gdy
się oriętuję, że idę już dość długo i może tutaj nic nie ma. Czuję się taka samotna i słaba. W środku mam pustkę i nie
mogę nic powiedzieć. Zastanawiam się czy Ja umarłam, ale ... nie mam nic jako dowód tego, więc zaczynam biec, aż się męczę
i rezygnuję. Chcę upaść na ziemię, ale zamiast zimnej powierzchni jaką czułam pod stopami. Teraz nic nie ma. Zaczynam
spadać w wieczną otchłań i gdy czuję straszliwy ból po niespodziewanym upadku...
...Budzę się, a nade mną udawana matka.
-Czego chcesz?!- Wstaję i odpycham ją.
-Powiedzieć Ci, że za godzinę przychodzimy i zaczynamy.
-Śnisz! a to co zrobiłaś?! Nie przegram z bandą wariatów! I przeżyję, bo mam dla kogo! Kiedyś byłabyś Tą, dla której życie
bym oddała... A dziś Sama osobiście Cię zabiję!- Marszczę brwi.
-Przykro mi, ale... Nic z tych rzeczy, cokolwiek zrobisz... cokolwiek sobie teraz myślisz to się mylisz.
-Często popełniałam błędy i się mylę lub po prostu kłamię, żeby mieć rację, ale nie DZIŚ! To jest dzień po którym zacznę
normalnie żyć i na pewno się nie poddam w tej chwili! Zapomnij.
-Myśl co chcesz lecz rzeczywistość jest inna. Ostatnim razem udało Ci się, bo jesteś bezgranicznie zakochana i
nie chciałaś tego stracić, ale... teraz Go tu nie ma i nie będzie, więc nie będziesz miała złych uczuć, ani złości, ani
smutku... NIC.
-Wy jesteście moją złością i smutkiem!
Wychodzi, a ja staram się myśleć pozytywnie i wierzyć, że mi się uda. Dla siebie i Jasona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz